Romuald Rosiński

Tadeusz Samselski - autor epopei krajeńskiej - powieść "W dymach pożogi"

W wydanej w 1995 r. powieści „W dymach pożogi” Tadeusz Samselski zamierzał jak najwierniej oddać realia okupacji hitlerowskiej. We wstępie pisał: „Szanowny Czytelniku (...). Masz przed sobą powieść historyczną, w której tłem fabuły jest druga wojna światowa, a więc lata 1939-1945. Nie jest ta powieść arcydziełem literackim, ale utworem napisanym solidnie. Wprowadzi Cię w atmosferę tamtych dni, zmusi do uważnego śledzenia losów bohaterów fabuły i zapozna z wieloma faktami historycznymi. Napisana jest według dewizy: „Bawiąc - nie kłamać, ucząc - nie nudzić”. Ma także inne walory. Pisana jest z autopsji. Większość występujących tu postaci istniała naprawdę i przeżywała takie lub podobne przygody.”   
Akcja powieści rozpoczyna się w podbydgoskiej wsi, gdzieś między Trzemiętowem a Mroczą. Żyjąca tu chłopska rodzina Dolatów - jak cała społeczność - z dnia na dzień zostaje ogarnięta wirem wydarzeń wojennych. Rusza w tragiczną „daleką ucieczkę poza teren wojny”, do krewnych w powiecie toruńskim - odświętnie ubrana, z dobytkiem na wozie o drewnianych kołach, gnając za wozem krowy i martwiąc się, czy na całą tę zawieruchę starczy mąki w worku, bo przecież „miesiąc, albo dwa i po wojnie”.  


Dolatowie tułają się po Pomorzu i Kujawach, są świadkami klęski polskiej armii,  krwawej niedzieli w Bydgoszczy, cierpią poniewierkę, głód i zmęczenie. Powrót do domu jedynie na krótko przynosi stabilizację. Rusza hitlerowska machina terroru. Niemcy aresztują ojca. Kilkunastoletni syn, Tolek, trafia na roboty do Rzeszy, w Hambachu, spędzi całą wojnę. Pozostali członkowie rodziny zostają wywiezieni do obozu w Potulicach. Dopełnieniem tej historii są losy podchorążego Benedykta Kolskiego, który we wrześniu 1939 r. walczy z Niemcami na Krajnie i w innych rejonach Polski, później jako jeniec wojenny dwa lata przebywa w różnych stalagach, w 1941 r. zostaje zesłany do przymusowej pracy w Palatynacie Reńskim. 
Scenę powieści Samselskiego tworzą Krajna, inne regiony Polski - pomorskie i centralne, Niemcy oraz Francja. Panoramiczne obrazy zdarzeń, wartki nurt akcji z wplecionym wątkiem miłosnym, żywe dialogi, nadają utworowi atrakcyjności. Warto jednak zadać pytanie, czy utwór ten jest jedynie kolejną powieścią o tematyce wojennej, czy też zawiera cechy predysponujące go do szczególnego wyróżnienia


Można postawić tezę, że „W dymach pożogi” to epopeja krajeńska. Samselski rzeczywiście rzetelnie opisał wojenne losy Krajny oraz jej mieszkańców. Wykazał się darem dynamicznej narracji i umiejętnością wnikliwej obserwacji otaczającego go świata. Prowadząc równolegle wątki trojga głównych bohaterów - Tolka, Kolskiego i Lucyny - stworzył szeroki społecznie i głęboki psychologicznie obraz lat czterdziestych. Wizerunek ten pozbawiony jest uprzedzeń narodowościowych. Piętnując faszystowski totalitaryzm, autor - wbrew swoim trudnym doświadczeniom życiowym - potrafił wznieść się ponad filozofię rewanżu i nienawiści.
W akcji powieści można wyodrębnić określone ważnymi wydarzeniami historycznymi wyraźne przedziały czasowe. Opisywany świat zmienił się kilkakrotnie, w sposób szybki i diametralny. Przebieg zdarzeń zmieniał także mentalność Polaków oraz Niemców. Samselski wychwycił i opisał proces tych zmian.


W relacji Samselskiego pierwszą epokę stanowił tragiczny wrzesień 1939 r. Tylko niektórzy mieszkańcy Krajny wiedzieli, że w polskich planach wojennych ich mała ojczyzna pozostaje poza linią obrony. Ostrzegali: „Tu będzie front i z waszej chałupy może kamień na kamieniu nie zostać. Do samej granicy nie ma żadnych okopów, dopiero w Trzemiętowie, a polskie lufy akurat na naszą wieś wycylowane.”   Mimo to w pogranicznych miasteczkach i wioskach toczyło się normalne życie. Większość bagatelizowała wizję wojny. Jedni bezkrytycznie wierzyli w mocarstwową propagandę, bowiem: „afisze rozklejane na płotach głosiły: „silni, zwarci, gotowi”, gazety zaś zapewniały, że wojny nie będzie, bo Hitlerowi brak trzystu generałów. Dowódcy żołnierzom tłumaczyli, że to nic, że Niemców jest dwa razy tyle co Polaków, czym gęstsze zboże, tym lepiej się kosi”.   Inni, sięgając pamięcią do przeszłości, łagodzili wspomnienia I wojny światowej. Dziadek Dolata ostrzegał: „W tamtą wojnę, to żeśmy miesiąc byli poza domem”.  Wśród młodzieży panowała powszechna opinia, że „samoloty, czołgi, gaz. Miesiąc, albo i dwa i po wojnie, a szkoda. Będzie bez nas.”

Jeszcze w pierwszych dniach kampanii wrześniowej Krajanie wierzyli w triumf polskich armii. Jednak byli świadkami klęski oddziałów polskich na Pomorzu, panowania lotnictwa niemieckiego w powietrzu, działalności dywersantów. Z dnia na dzień upadły przedwojenne mity: siły polskiego rządu, potęgi armii, sprawności dowódców. Przeciętny polski mieszkaniec Krajny nie miał świadomości skali wojennego kataklizmu. Nie analizował polityki europejskiej. Nie rozumiał złożonego procesu dziejów. Wiedział jedynie, że nagle został osamotniony, oddany na pastwę wroga.

Kolejne miesiące były jeszcze gorsze. Krajanie powrócili z wojennej tułaczki do domów. Zastali zupełnie inny świat. Nastał czas terroru. Niemcy eksterminowali inteligencję i wszystkich, którzy kiedykolwiek związali się z polską myślą polityczną, kulturalną i społeczną. Zakazali używania języka polskiego. W natychmiastowym trybie eksmitowali z regionu lub skierowali do obozów polską ludność przybyłą przed wojną na Krajnę z dzielnic centralnych. Polskim autochtonom nadali status niewolników. Polskie majątki i gospodarstwa zostały przejęte przez niemieckich zarządców. Każdy Polak, niezależnie od płci i wieku, musiał oddawać honory napotkanemu Niemcowi i wykonywać jego polecenia. Opieszałość groziła pobiciem, aresztowaniem lub śmiercią.

Triumf Niemców był całkowity. Jedni, jak Müller, korzystając z nieograniczonej władzy, gnębili i grabili ludność polską. Inni stali się konformistami. Nastąpiła erozja dawnych przyjacielskich więzi łączących Polaków i Niemców: „Dolatowa, „znalazłszy się w miasteczku, zajrzała do sklepu Nitzów (...). Widząc Nitzową za ladą, podeszła jak za dawnych czasów i zagadała po polsku.

- Hier wird nur deutsch gesprochen! Was wollen Sie? - usłyszała z ust Nitschowej i zrobiło się jej niezmiernie głupio. Nie umiała po niemiecku, toteż spojrzała na sklepikarkę jak na wariatkę. Nitzowa zauważyła, że nie została zrozumiana, toteż pociągnęła Dolatową na zaplecze sklepu.

 - Cóż, moja pani Dolatowa - rzekła na wstępie - człowiek musi żyć, a ja nie mogę z moją rodziną jak Rydz-Śmigły wyjechać z walizką za granicę. Właściwie to my pochodzimy z Niemców, tylko z katolików. Kiedyś nam się łatwiej żyło z Polakami, bo też katolicy, ale teraz trzeba wracać do Niemców (...). Niech pani syn nie odwiedza naszej Marii. Niech jej też nie zagaduje na ulicy. Uważają na nas.”   
Podziały biegły nawet w obrębie rodzin. Np. podchorąży Benedykt Kolski walczył przeciw Niemcom w kampanii wrześniowej, następnie został zesłany na przymusowe roboty do Niemiec. Zawsze czuł się Polakiem. Tymczasem ojciec Kolskiego w dobie zwycięstw Hitlera na zachodzie przeżył zadziwiającą przemianę duchową. W jego sercu zrodziła się niemiecka duma narodowa. Z sentymentem wspominał swój pobyt na froncie we Francji w czasie I wojny światowej. Ostatecznie zerwał z polską przeszłością i przyjął narodowość niemiecką. Podobnie - z powodów ideologicznych lub z lęku przed represjami - postąpili inni. 


Wielu Niemców uległo wszechobecnej propagandzie hitlerowskiej. W nieskomplikowany sposób tłumaczyli sobie rozpętanie przez Hitlera wojny światowej: „Jak Rosja skapituluje, to już nikogo więcej nie będą mogli na nas napuścić, bo już nikogo więcej w Europie nie ma. Perfidni Żydzi ci Anglicy. Najpierw poszczuli nas głupimi Polakami, potem namówili do wojny Francuzów, nie licząc tych małych państewek, a na końcu popchnęli bolszewików. Bogu dzięki, że mamy naszego Führera, bo bez niego trudno by było odeprzeć tylu wrogów.”  
Jednak część społeczeństwa niemieckiego nie chciała zaakceptować hitlerowskiego porządku świata. Dolatowa opowiadała synowi o niemieckich sąsiadach: „Knopf zrobił się teraz przyjacielem. Jak nas nie było [ucieczka rodziny Dolatów przed frontem], to Erna przynosiła Dziadkowi obiady. A jak wrócilim, to Knopf przyszedł do ojca i przyniósł machorki. Powiedział przy tym: „Sąsiedzie, za Polski tośmy się gniewali, ale teraz za Niemca przeprośmy się”. Podali sobie ręce i ojciec postawił butelkę wina wiśniowego.”   W Niemczech miejscowa ludność chętnie wykorzystywała polskich niewolników do pracy, ale „przyzwyczaiła się do Polaków i traktowała przyjaźnie, chociaż w gazetach raz po raz ukazywały się artykuły, przypominające o konieczności zachowania do Polaków dystansu i traktowania jak nieprzyjaciół Rzeszy.”   
Na szczególny szacunek zasłużyli ludzie, którzy ze względów humanitarnych przekroczyli bariery narodowe i polityczne. Takiego czynu dokonał w czasie kampanii wrześniowej jeden z polskich jeńców - niemiecki lekarz wojskowy. Pod niemieckim nalotem bombowym niósł pomoc rannym polskim żołnierzom i cywilom.·
Tadeusz Samselski zasygnalizował tragedię narodu żydowskiego. Podczas wydawania przepustek polskim jeńcom wojskowym we wrześniu 1939 r. Niemcy wyławiali Żydów i tworzyli z nich osobne grupy, prawdopodobnie w celu wywozu do obozów koncentracyjnych lub eksterminacji.  W rozdziale poświęconym obozowi w Nasielsku znajdujemy opis niemieckiej „zabawy”: 


 „Po skończeniu pracy Polakom kazano zejść na ziemię, Żydom zaś wejść na sam czubek stogu. 


- Pojedynczo skakać na ziemię! - rozkazał dowódca - Kto nie skoczy, zastrzelę.
Mężczyźni na stogu wahali się, przestępowali z nogi na nogę, nie dowierzali, że muszą skakać. Wachman wymierzył z pistoletu w jednego z nich.
- Liczę do trzech! Raz, dwa...


Nawoływany zamknął oczy i skoczył. Upadłszy, załkał żałośnie, usiłował podnieść się, lecz daremnie. Wachmani ryczeli ze śmiechu.”  

Propagandzie antysemickiej ulegli także niektórzy Polacy. Pijak i bimbrownik Lechak sprzeczał się ze starą Żydówką:

- (...) Żydzi to krwiopijcy. Opanowali w Polsce cały handel, byli na urzędach, a popierali wyłącznie swoich. Parchy paskudne. Dzisiaj bez ich pomocy dajemy w sobie w handlu dobrze radę. Hitler dobrze zrobił, że ich pozamykał (...).
- Jak tak można, panie Lechak? Jak tak można? Przecież to także ludzie. Nie grabili tak jak Niemcy, pracowali uczciwie, bogacili naszą kulturę. 
-  Siebie bogacili, pani inżynierowo (...).” 


Samselski poruszył również zagadnienie stosunków polsko-radzieckich. Ukazał ewolucję obrazu Rosji w oczach Polaków. Przed wybuchem wojny mieszkańcy Pomorza traktowali Sowietów raczej obojętnie. Obawiali się przede wszystkim Niemców. Inwazja Armii Czerwonej na Polskę była zaskoczeniem do tego stopnia, że niektórzy - jak np. pewien ksiądz - przebieg wydarzeń w 1939 r. tłumaczyli sobie w kategoriach spiskowej teorii dziejów: „Wiecie (...), gdzie najwięcej zdrady? Otóż tam, gdzie się jej najmniej spodziewaliśmy. Na Zachodzie (...). Sowieci dwa dni temu wkroczyli do Polski, a Zachód na to Sowietom ani słowa.”   Błyskawiczne zwycięstwa armii niemieckich na zachodzie i południu Europy oraz bratanie się Niemców i Sowietów umacniało wiarę w bardzo niekorzystną dla Polaków stabilizację polityczną. 
Wybuch wojny niemiecko-radzieckiej polscy Krajanie przyjęli z entuzjazmem, którego nie przyćmiły nawet początkowe sukcesy Niemców. „(...) Rosja, chociaż czerwona i tak dziwnie zachowująca się, była nadzieją Polaków.”   Sądzono, że jedynie Związek Radziecki może pokonać armię Hitlera i przynieść wolność podbitym narodom. W 1942 r. mało kto zastanawiał się, jak ta wolność będzie wyglądać. Ale w 1945 r. wiedza o radzieckim systemie totalitarnym była już powszechna. W powieści znajdujemy scenę, w której starszy mężczyzna ostrzega Polaków, zamierzających wrócić z zachodu do kraju:


„- Bracia! Rodacy kochani. Bogu wielkiemu dzięki, że wyrwałem się z tego piekła, a wy chcecie jechać. Te czerwone bydlęta zgwałciły mi żonę i córkę! Żona ducha wyzionęła! Mnie płuco przestrzelili! O, tu jest jeszcze rana nie zagojona!” · 
W innym fragmencie znajdujemy tekst przemówienia majora Sęka-Raciborskiego do żołnierzy: „Narzekał nie tylko na Rosję, ale również na Anglików za to, że nie dotrzymali zobowiązań podpisanych w trzydziestym dziewiątym roku i zostawili Polskę teraz, kiedy kowadło wprawdzie rozbite, ale młot miażdży nas bezlitośnie (...). Zabraniał wręcz powrotu do kraju.


 - Wrócimy wszyscy, gdy nadejdzie odpowiednia pora - wołał - ale wpierw odbędą się wybory powszechne, w których naród zadecyduje, jaką chce mieć Polskę. Żądamy, by w nadchodzących wyborach wzięli udział wszyscy Polacy, niezależnie od tego, gdzie się znajdują: w Anglii, w Niemczech, we Francji jak wy tutaj, czy gdzieś na oceanie.” · 
W 1945 r. drogi bohaterów powieści Samselskiego rozeszły się. Jedni ruszyli do kraju, inni zostali na emigracji. Ci, którzy podjęli decyzję o powrocie, byli pełni obaw. Mieli świadomość faktu, że wkrótce mogą znaleźć się na nieludzkiej ziemi. Symbolizuje to ostatnia scena powieści: „Tolek obrzucił Slakiewicza nieprzychylnym spojrzeniem. Gdy pociąg wytoczył się poza mury miasta, wstał i podszedł do otwartych drzwi wagonu, popatrzył na uciekający krajobraz i wstrząsnął się, jakby potwora zobaczył.
- Brr - rzekł półgłosem sam do siebie - zimno się zrobiło, jakbym nie do Kraju jechał, ale do pokrytych śniegiem tundr Syberii.”