Tomasz Bartosiewicz

* * *
Niebo zabłyszczało pustką
Nad miastem pustyni.
Przy ogniu wiejącym zimnem,
Wśród uschniętych drzew.

Patrzyłem weń
Oczami posągowymi,
Słuchając jak martwa
Krąży we mnie krew.

Owionęły mnie chłodem
Pustych domów mury,
Księżyc blaskiem zaciemniał
Popiół mojej skóry.

Chcę słuchać świerszczy,
Które już nie grają,
Chcę poczuć wiatr,
Który już nie wieje.

I nie wiem już sam
Czy bez Ciebie...
To ten świat jest pusty...
Czy to ja pustoszeję...


Paradoks z kieliszkiem w tle

Siedzi filozof, pijany bezsensem,
Ciężką, siwą głowę wspiera na kredensie.
Smutnym wzrokiem spod mądrości cienia
Śledzi swój własny rachunek sumienia.

W kieliszka refleksach znajduje
Świateł odłamki, co mu były przewodnikiem.
Myśli własne trunkiem truje
Wchłaniając składnik za składnikiem.

Był artystą.
Był malarzem.
Hochsztaplerem... czas pokaże.

Plótł teorie zwiewne cienką nicią marzeń,
Pędzlem pióra malował słów cudne pejzaże,
Na umysłów płótnach farbą skojarzeń.
Niegdyś mówcą wielkim,
Dziś w rozpaczy gnije.

Śmierci kosę wymijał o piędzi,
Na mroku i blasku balansując krawędzi.
Aniołom z podestów upadłym
Leczył skrzydła ranione...

Dziś bezsensem pijany,
W bezsensie skończony...

Obraz ostatni umieścić...
Myśl ostatnia uwolnić...

Więc woli resztką odrywa
Głowy ołów od blatu kredensu.
- Być może jedynum w życiu sensem
Jest szukanie w nim sensu... ?