Jerzy Cybulski
 
Ucieczka

zburzyłeś własny dom
wystawiony na fundamentach
kruchych marzeń

spaliłeś wszystkie nienapisane
i niewysłane listy
inicjały twoje do dzisiaj gasną

zerwałeś za sobą wszystkie mosty
do ludzkich rąk
a twoje jakby niczyje

zniszczyłeś wszystkie ołtarze
na których nie było komu
zameldować boga
uciekasz ciągle
byle dalej
byle dalej od siebie samego

ale twój cień
o który przedtem nigdy
nie prosiłeś
dopadnie cię zawsze
i żywcem obedrze
z ostatnich złudzeń


Od do

to wymaga naprawdę
wielkiej odwagi i siły
zaparcia samego siebie
by wbrew przeciwnościom losu i świata
nieznaną drogą
uparcie nieść własne życie
od początku do końca



Niepokój

muszę pożegnać
noc
i powitać
dzień nieznany
w który stopę swą
lękliwie wyciągam
obawiając się
o jutro


Mojemu ojcu

napiszę tobie
ojcze
wiersz silny
jak twoje ramiona
nie do zdarcia
i nie do sprzedania
za grosz pamięci
napiszę o tobie ojcze
prawdziwie
niech się wszyscy dowiedzą
że wart jesteś
tyle wierszy
ile ton żelastwa
pod twymi rękoma
po twojemu
uczyło się śpiewać
jak Boga kocham
napiszę
taki wiersz twardy
jak stal
którego ani ręka
ani rdza czasu
nie pokona

Cisza

urodziła się w niewypowiedzeniu słowa
wątła i delikatna
jak nić zamyślenia
zdawała sobie z tego doskonale sprawę
że żyć długo nie będzie
mimo  tego
bolała bardziej niż krzyk
który rozdziera gardło



Miłość

w tym zbawiennym zapomnieniu
które nie zabija a ocala
przedłużamy nasze
życie i miłość

posieję ziarno
na twym uległym polu
i wspólnie zbierzemy plon
dziecko


 Niepokój
 
muszę pożegnać
noc
i powitać
dzień nieznany
w który stopę swą
lękliwie wciągam
obawiając się
o jutro


Zachód słońca

dopala się przestrzeń
na horyzoncie
ziemia zmęczona
układa się z boku na miedzę

mleczne krowy
na spoczynek
głowy niosą
psy nie szczekają
las też już senny

wieczerza stygnie
stół łokciami zastawiony
Bogu dziękczynienie
ludziom w siłę

tylko słońce spocone
uklękło w zachodzie
jak do modlitwy
wieczornej