Jerzy Fryckowski
  

SKOTAWA

Przyjedź do mnie chociaż raz
A pokażę ci strome brzegi Skotawy
To miejsce
Gdzie załamał się lód pod moim psem
Między drzewami na niebieskich pajęczynach
Drga jeszcze mój krzyk
A Budrys odwraca  łeb
I podaje łapę jak wtedy z przerębli
Tak to prawda
Nie szeptałem tu czule
Żadnych kobiecych imion
Chociaż okolica nastraja do rozbieranych randek
Wykrzykiwałem tylko imię psa
Gdy wypływał na powierzchnię
A potem tuliłem do siebie
Drżące mokre futro
I wybaczałem mu wszystkie nieposłuszeństwa
I tych siedem uduszonych kaczątek
Których puszyste duszyczki poszły do nieba
Jak mawiała moja córka

Przyjedź do mnie chociaż raz
A pokażę ci pętlę rzeki
Którą zarzucam na łkające gardło
I daremnie próbuję jak Wojaczek
Odrzucić stopami upodloną planetę

Za każdym razem wracam na ziemię
Bo wystraszony pies przysiada na tylnych łapach
I liże moje dłonie


    MATKA POLKA

W  Grudziądzu pod celą
Skazane bezrobotne matki licytują się
W ilości  uduszonych dzieci
Przed snem parzą sobie mocny czaj
I wróżą z fusów świetlaną przyszłość za murami

Pielęgniarkę kolekcjonującą reklamówki
Po podrzuconych noworodkach
Odizolowano od świata
Bo oddychała  płaczącym wnętrzem jak butaprenem
Łudząc się że wreszcie zajdzie w ciążę
I mąż już nigdy nie uderzy jej w twarz

A ja wrzuciłam dziecko do pieca

Matka długo mi tłumaczyła
Ze to nie był Jaś,
 a ja nie jestem czarownicą

zrozumiałam  to
kiedy słowo głód
pani psycholog zamieniła
na szok poporodowy

znów jestem gotowa
zajść w ciążę

kto wie
może czekam na ciebie?


    LIST JERZEGO POPIEŁUSZKI DO MATKI

Matko
Moja kaplica zmniejszyła się
Do rozmiarów samochodowego bagażnika
Wiem Chrystus już tu był
Między lewarkiem a kołem zapasowym
Nie mogę oddychać
Szmata do czyszczenia felg
Smakuje ostatnią drogą

Padam kolejny raz
Nie ma  Weroniki
Kamień u szyi ciężki jak krzyż
Szymon też jest daleko
   
Matko
Zawsze ci mówiłem
Że Golgota leży nad Wisłą
Zamiast dzidy kłuje mnie w bok esbecka pałka
Na ocet już ich nie stać

Nie biegnij Matko
Nie zdążysz
Tafla wody już się zamknęła
Dno jest muliste i niepewne jak ich wiara

Matko
Coraz mniej powietrza
Brakuje mi tchu
Aby przesłać ci ostatnie pożegnanie od syna

Matko
To tylko kamień
Wystarczy odwiązać
A pofrunę


    METRYKA

Na chrzcie stanęli za mną długim wiernych sznurem,
Dali mi imię, które od Matki mam w darze
I uwierzyli wszyscy, że też wierzyć będę
I tak często jak oni klęknę przed ołtarzem.

Wyrosły ponad miastem wysokie kościoły,
Witraże gdzieś wysoko porywały oczy,
Lecz ja  widziałem tylko upadłe anioły,
Jeden z nich razem ze mną w grób Matki się stoczył.

Ucichły nagle krzyże drewnianym skrzypieniem,
Tylko piasek cmentarny  pod stopą szeleścił,
A ja pełen ufności spojrzałem w sklepienie,
Czy ukaże się na nim twarz pełna boleści.

Wydało się, że niebo było za wysoko,
A mogiła mej Matki leżała za nisko,
Więc jakże wtedy mogłem  zaufać obłokom,
Kiedy tutaj na ziemi skończyło się wszystko?

Chciałem głębokiej wiary, Matki zmartwychwstania,
By jak kiedyś się ujrzeć  w jasnej syna roli,
To, co chciałem zobaczyć, krzyż mi ciągle zasłaniał.
Naprawdę chciałem wierzyć, lecz Bóg nie pozwolił.


    MODLITWA
                                      
Miarowym stukotem żelaznych kół
Ucisz gwar kolorowych dworców
I ześlij sen o  dalekiej podróży tym
 na których plecach
Odciska się wzór drewnianych ławek

Przymknij ślepia zwierzęcemu strachowi
O rozkładającą się zawartość reklamówek
Wyszperaną z pojemników na śmieci
Tuż przed przybyciem służb komunalnych

Napełnij chlebem puste pola
Które rozciągają się za małymi stacyjkami
Gdzie czekają tylko wierne psy
I rdzewieją łańcuchy
Niepotrzebni strażnicy rowerów marki ukraina

Szarym fartuchom sprzątaczek
Przywróć barwę krótkich dziewczęcych sukienek
I ześlij między ich kolana
Ciepłe języki wiosennego wiatru

Zajrzyj za bielone okna szpitala
I pierworodnym synom pijanych ojców
Daj cierpliwość matek a bose ich stopy
Ubierz w ostrogi westernowych gwiazdorów

W wielkie łoża najtańszych hoteli
ogrzewane tylko neonami z naprzeciwka
Połóż wszystkie anioły o ułamanych skrzydłach

I czuwaj nade mną by epileptyczne łkanie
Nie przegryzło języka w trakcie tej modlitwy


    PRIVISA

Ta woda to łzy drzew
Które rosną na nasze trumny
I rzeźbią posągi braci na brzegach jeziora
Ich bóg patrzył na cztery strony świata
A jednak został trafiony w plecy
Strzałami wypuszczonymi spod białych płaszczy

Ta woda to łzy drzew
Spadających na maszty żaglowców
Rozdartych między wolnością wiatru
A śpiewem niewolników

W noc Kupały przeskoczę święty ogień
Żywica sosny wskaże mi kochankę miedzianowłosą
Która wypłacze oczy
gdy pójdę na wroga 

Ta woda to twoje łzy
Wysychające na rybie rzuconej na brzeg    
Syn mojego Boga umiał te ryby mnożyć
I zapchał usta wątpiącym
A ja po powrocie z niewoli
Nie umiałem nawet w Wigilię
Podzielić ryby na czworo

Ta woda to twoje łzy
i żywica pokrewnych drzew
Obmywam nią twarz w lepkiej nadziei
Że ani twój bóg ani mój
Nie byli z kamienia
   

    POŻEGNANIE

Matka odchodząc
Wstrzymała oddech
Aby nie zdmuchnąć
Mojej wiary w Boga


    W  ŁAZIENCE

pod parą na lustrze
pozostała nagość
zielonych jeszcze piersi
rozcieram wilgotne ciepło na szkle
ale pod spodem pojawia się
tylko moja zmęczona twarz
a przecież byłaś tu przed chwilą
ręcznik
chociaż utracił kształt twoich bioder
nadal pachnie tobą jak mlekiem
za oknem słyszę ciche kroki mężczyzn
które wplątujesz w mokry warkocz
twój dziecięcy śmiech
zasnął w moich wędrownych szatach
by zbudzić się gdy głośno wołam psa
nie siadasz już na moich kolanach
i nie pytasz
czy cię kocham
         
córeczko


    KOŁYSANKA DLA GABRIELA

Śpij synku spokojnie, ufaj marzeń lotom
i daj się zaleczyć wszystkim ojca bliznom,
bo zaraz zmęczony zaśniesz tylko po to,
by zbudzić się rano prawdziwym mężczyzną.

Zabierz sen kobietom, które rzucą losy
i zechcą wypłakać za tobą z łez oczy.
Stojąc nagie w oknie, splatać będą włosy,
by uwodzić ciebie długością warkoczy.

Śpij synku spokojnie, oddychaj głęboko,
niechaj żaden koszmar ciebie nie dogoni,
palce na pościeli rozłóż tak szeroko,
aby się nie przyśnił żaden rodzaj broni.

Śpij synku spokojnie, śpij twardo jak kamień,
co zostawia koła, gdy rzucisz go w wodę.
Każdą moją troskę o ciebie dziś zamień
w ciepłą kromkę chleba smarowaną miodem.

Śpij synku spokojnie, ja światła nie zgaszę
i z bladego cienia nowy dzień wywróżę,
nim przywita nas świt, pomyślę o czasie,
gdym czuwał daleko w zielonym mundurze.

Śpij, nie upomni się już o mnie ojczyzna ,
nikt nie będzie uczył budowy granatu.
Za chwilę świt, wstaniesz już jako mężczyzna.
Czy znów powiesz do mnie: Zgaś to światło...Tato.



   NA NASZYM PODWÓRKU

Na naszym podwórku
od dawna panuje pokój
o czym świadczą powiewające płachty pieluch
wieszają je żony byłych wojowników
męczonych na wszelkie indiańskie sposoby

A jednak do dziś nikt się nie przyznał
chociaż o tamtych łzach pamiętają wszyscy

Deszcz zmywa ze śmietnika
wyblakłe litery naszego ostatniego paktu
o nieagresji i wzajemnym poszanowaniu
oryginał tego dokumentu podpisany krwią
spoczywa w zakopanej butelce
w miejscu którego już nikt nie umie wskazać

Naszym niewolnicom urosły piersi
i coraz trudniej podglądać je w kąpieli
uciekają przed naszym wzrokiem
nie mówiąc już o dobrowolnym
przywiązaniu do drzewa

Jednak kochamy je nadal
chociaż przeszły na stronę bladych twarzy

Na naszym podwórku
od dawna panuje pokój
jednak do dziś przekazujemy sobie
za plecami naszych żon
tajne świetliste znaki
lusterkami z rewersem ukochanych aktorek


        LIST DO STANISŁAWA GROCHOWIAKA

Chciałbym abyś mnie poprowadził
drogą tak dobrze ci znaną
gdzie młodość kobiety
można jeszcze policzyć na palcach
a pierwszym jej obrońcą  jest prokurator
dopiero później ojciec

Określmy bladość jej piersi
zatrzymanych strachem rozpiętej bluzki
codziennie mam ją na odległość ręki
ale dotykam tylko odbicia
w szkle rozwartych okien
chociaż zauważona to jednak odejdzie
pieszcząc podbrzusze szybkim krokiem
i odda się wprawnym rękom tokarza

Odkryj we mnie zamiłowanie do brzydoty
starych gobelinów
bym nie wyczekiwał co dnia
że będę je ściągał w pośpiechu
póki ona będzie jeszcze ciepła wspinaczką po schodach
obaj wiemy że takie dziewczyny
najlepiej smakują na otwartej przestrzeni
a jeżeli się kochają to nigdy nago
zamykając oczy są jak dzieci
myśląc że my ich także nie widzimy

Powiedz przed jakim bóstwem
mam wymodlić jej nagość