Obok
Krajeński
|
powrót |
Wiesława Barbara Jendrzejewska |
Autoportret Oto ja Żebrak pukam do twoich bram pukam o dary o jałmużnę dla duszy o wiele łask Oto ja Żebrak Ciągle mi nie dość Dąłeś tyle – roztrwoniłem Dałeś więcej – pogubiłem Oto ja Żebrak w jedwabnej koszuli proszę o dzień proszę o rok o zdrowia wór Oto ja Żebrak Błagam… naucz mnie Dziękować Z martwych wstanie A kiedy z martwych wstaniemy przyzwyczajeń skostniałych nawyków gestów nieludzkich nadludzkich poz zakwitnie wiosna w duszach uwolnionych zieleń otworzy oczy widzenia świata, co nam - nie przeciw Gdy z martwych wstaniemy dni z pęt przyzwyczajeń z uśmiechów manekinów malowanych złudzeniem ogród uniesień otworzy wrota wyobraźni dłonie oddychać poczną wolnością zastygłe runą mury Stanie świt Ja Mam prawie pięćdziesiąt lat i wciąż jestem młoda Naiwne zmarszczki nie zabronią tańca na murku młodzieńczych tęsknot Co dzień budzę dotykam ogarniam wszechświat gonię chwile bez zadyszki pocałunku pragnień Mam prawie pięćdziesiąt lat Jestem szczęśliwa Srebrne kosmyki nie w karnawał a ja wciąż w świetle gwiazd Oddycham wolnością doznań czuję ogień serc rozrywam ciszę oddalam chłód docieram myślą Jestem prawie pięćdziesięcioletnia Wciąż jestem Tworzę zostaję... Przytul . Pachnący groszek niczym afrodyzjak wspina się po ramionach sierpniowego lata dotyka stóp rozognionych zielonych od soczystej trawy i zaborczo spija wilgoć świtania jeszcze cichutko wpija się pomiędzy piersi wypełnione słońcem to zakwita ogrodowym wspomnieniem w pokornym skłonie aromatu naszych rozżarzonych ust co spaliły wszystkie mosty i tylko przęsło tęczy jeszcze czasem pokazuje zapomniane fotografie w kolorach erogennego lata Skowyt Zaskocz mnie zadziw Porwij w pęta nocy unieś oczy dłonie, usta Upokorz Rwij szaty damy z dziwki żądz Wykrzycz zadziwienie w uściskach palców ogarnij myśl opanuj noc Chwila pozostanie Sypialnia twoja sypialnia to ogień – mówili czar niewysłowiony i ten Podkowiński ujarzmiający złotowłosą pysk szalony nad łożem szerokim jak uśmiech z grzywą rozwianą jak ramiona w oddaniu na jeszcze na bardziej na znów i to okno weneckie z firanką płochliwych rzęs odchylone na Pola Elizejskie co nocą pieśń kochankom niczym ambrozją usta malują twoja sypialnia to poemat łatający dywan z wtuleniem dwojga w żądzę wilgotnego powonienia ta sypialnia to akt nawet wtedy gdy ogromny prostokąt posłania jeszcze niewinnie uspokojony tylko wiesz... – mówili ten smutny Chrystus nad drzwiami tu nie pasuje zupełnie |