Mateusz Szłapka
 
* * *

choć się boję, to nadal chcę, pozostać
przy życiu. bo jestem wygodny
i zapalam wszystkie światła w domu.
chciałbym pisać dziennie trzy albo cztery
dobre wiersze, tak jak podsiadło, albo świetlicki,
albo chociaż o'hara ale żyję w niesprzyjających i historycznie
nudnych czasach pokoju, bo brak tu wojen brak tu komunistów
brak tu okupacji brak tu wszystkiego. wieczne vanitas
i strach przed czerwonymi przyciskami i światem który zamieni się
w jedną wielką hiroszimę. post-modernizm, którego nie mam siły
zrozumieć. czas przepływa przez palce, szybko,
za szybko i nawet telefon przestał się odzywać. yoko ono nie
jest juz gwałcona przez sześciu serbów, wciąż tylko powtarza,
że więcej grzechów nie pamięta, ale za każdy jeden
serdecznie żałuje – za swoje płyty, piosenkę kiss, kiss, kiss
i śmierć johna lennona.
zwykle siedzę sam i szukam takich poetów, którzy lubią
spać na mojej wycieraczce i są równie wygodni jak ja.
więc jeśli widzisz, że pali się u mnie
światło – zapukaj, póki nie pękła lina.


Spokój

Myślę, że w końcu kiedyś dorośniemy,
wdamy się w romanse i zostaniemy alkoholikami,
na razie jednak wleczemy się w milczeniu, w prażącym
słońcu kwietnia, z Międzyzdrojów do Wicka. Opłakujesz
cicho swoją zmarłą ciotkę, a ja śmierdzę papierosami i obserwuję
dziewczynkę, która maluje na chodniku drogę tylko dla nas.
Śmieję się ze słowa „wypożyczlnia” w którym Bóg zjadł „a”
i wypluł je do zalewu powodując, że refleksy światła tańczą
na naszych twarzach. Stare i ślepe na jedno oko szklarnie
wskazują nam drogę wprost przed siebie i straszą obok
opuszczonych, samotnych chat, a niebo przecinają samoloty,
wieczne jak anioły i spokojne jak pająk pilnujący nas,
żebyśmy nie grzeszyli. Świerszcze cykają, chcąc cię uspokoić.
Ścieram łzę z twojego policzka i chowam do kieszeni, na pamiątkę,
szepcząc na ucho, że wszystko będzie w porządku. Popatrz
świat się nie zatrzymał. Jest piątek.
Odpoczęliśmy od świata sto metrów od zatłoczonej ulicy.