Obok
Krajeński
|
jesień 2006 powrót do strony głównej |
Paweł Szydeł |
jesienią tamtego roku najsłodsze wydawały nam się kosztele które dojrzewały tuż za wysokim płotem naszej szkoły nawet nie przeczuwaliśmy że już wiosną wykiełkują pierwsze miłości by pięknie rozkwitnąć w Noc Świętojańską jak kwiat paproci o którym dzisiaj wiemy że go przecież nie ma Migawka schodzimy ze wzgórza Katarzyny w kierunku leśnych jezior Jacek od frasobliwych Chrystusów Piotr od pejzażu z jesiennym bukiem Marek przyszły hodowca rzadkich odmian róż i ja mówimy niewiele pożyczonym radzieckim aparatem Zenith (szczyt techniki z dalmierzem i mikrorastrem, Piotr ma tylko Kijeva, a cała reszta Smieny) chcemy zatrzymać smugi słonecznego światła między drzewami później w ciemni przy wódce Bałtyckiej oranżowe światło pomoże rozdziawić nam usta z zachwytu * * * w osiemdziesiątym pierwszym krótko przed studniówką ulicami naszego miasteczka znowu jechały czołgi od tej pory oprócz wiecznie deficytowej kiełbasy cukru butów i jeszcze kilku podstawowych rzeczy (do czego byliśmy już przyzwyczajeni) nie było także lekcji spotkań z przyjaciółmi sobotnich westernów znowu przydatna stała się stara superheterodyna ojca to dzięki niej białą olejną farbą napisałem na ścianie swój pierwszy wyraz protestu |