Jurata Bogna Serafińska
Spodenki Wąsacza
 
Było wczesne letnie, upalne popołudnie. Słońce prażyło niemiłosiernie, a na niebie nie było nawet najmniejszej chmurki. Wąsacz odwiózł żonę na dworzec, pożegnał czule i wrócił do domu w wyśmienitym humorze. Dwa tygodnie wolności. Wspaniale.
Zajrzał do kalendarzyka. Niestety większość jego pań była na urlopach.
– Ale, ale … A może by tak zadzwonić do Justyny?
Wprawdzie startował do niej już rok temu bez rezultatu, ale nadal był pewien swojego czaru i uroku osobistego. Baby wprost na niego leciały. Na randki nie zakładały nawet majtek, tak im się spieszyło.
No tak, ale w przypadku Justyny to nie było takie proste. I potrzebny był jakiś pretekst.
– Co by tu takiego… Mam! – wykrzyknął Wąsacz.
Usiadł do komputera i wgrał na płytkę CD tekst dotyczący klubu marynistycznego i kilka fotek, w tym dwie, na których stal w pozycji eksponującej jego męskie walory i … był zupełnie nago. No może niezupełnie, ponieważ miał na sobie popielate skarpetki i beżowe kapcie.
Zdjęcia były autoportretami wykonanymi w lustrze. Był przekonany, że każda kobieta, która zobaczy go w całej okazałości, nie będzie mogła i nie będzie chciała mu się oprzeć. Dlatego pstryknął sobie te fotki najnowszym aparatem cyfrowym, jaki dostał w prezencie od żony na swoje sześćdziesiąte trzecie urodziny.
– Jak to dobrze, ze doczekaliśmy takiej nowoczesnej techniki – myślał pakując płytkę do koperty z bąbelkami.
Wystukał numer Justyny i zanotował pierwszy sukces ponieważ odebrała telefon. Miała identyfikator numerów i Wąsacz nie był do końca pewien czy zechce z nim rozmawiać.
Po wstępnych słowach powitania zapytał grzecznie, czy mógłby przyjechać, ponieważ  chciałby wręczyć jej swoje ostatnie opracowanie na temat klubu, tomik wydanych dopiero co opowiadań i trzy piękne patisony, osobiście przez niego wyhodowane, a poza tym ma małą prośbę związaną z komputerem, ponieważ właśnie … zepsuł mu się Internet.
Po chwili odłożył słuchawkę z błogim uśmiechem. Justyna zgodziła się, aby wpadł na herbatę, wieczorem o dziewiętnastej. Jego plan był jak zwykle, niezawodny.
Godzinę przed wyjściem wykąpał się. Nad ubraniem zbytnio się nie zastanawiał. W lecie nosił wyłącznie krótkie spodnie, licząc na to, że jego kosmate łydki są seksy. Wśród znajomych krążyła plotka, że nawet w operze widziano Wąsacza w szortach, uszytych z jedwabnego brokatu. Należał on do tych, którzy są przekonani, że eleganckie jest wszystko to, co jest drogie. Nie, nie uważał się za snoba, ale za człowieka nowoczesnego. W związku z tym miał w swojej szafie tuzin krótkich spodni, uszytych na miarę i przeznaczonych na rozmaite okazje.
A więc o dziewiętnastej, w krótkich szarych spodenkach, rozpiętej do pasa koszuli w biało-niebieskie paseczki i zamszowych brązowych mokasynach nałożonych na ulubione popielate skarpetki, dzwonił do mieszkania Justyny.
Otworzyła mu ubrana w długą fioletową spódnicę i czarną bluzkę. Na szyi miała kameę, na nogach pantofle na wysokich obcasach. Widząc strój Wąsacza przygryzła wargi, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie wiem, co ona tu widzi śmiesznego, ale dobrze, że ma humor – pomyślał niczym niezrażony Wąsacz. Pocałował podaną sobie rękę, wyskoczył z mokasynów i w skarpetkach przeszedł do stołowego.
Justyna zaparzyła herbatę i usiadła przy stole. Wąsacz wręczył jej książki i patisony. Zrobił przy tym aluzję, że chętnie przyszedłby skosztować potrawę z nich zrobioną. Nie usłyszał zaproszenia, przeszedł wiec do następnego punktu.
- Mam wielką prośbę – powiedział – awaria Internetu uniemożliwia mi wysłanie pilnych materiałów do redaktora Z. … Mam je na płytce. Jest tu kilka plików, ale chodzi o wysłanie tylko jednego, tekstowego, tego z numerem jeden. Mam nadzieję…
- To dlaczego nie wysłał Pan tego pliku z kafejki internetowej – zdziwiła się Justyna.
Wąsacz cos tam zamruczał i kontynuował – Czy mogłaby Pani otworzyć komputer?
– Nie – usłyszał. – Nigdy nie pozwalam nikomu dotknąć mojego komputera ani nic na nim nie robię, jeśli nie jestem sama. Taki mój kaprys (uśmiechnęła się) – Ale mogę wysłać plik potem – jak pan już sobie pójdzie – dodała filuternie.
Pierwsza odmowa. Tego Wąsacz się nie spodziewał. Już widział siebie stojącego za krzesłem Justyny w czasie kiedy ona przegląda pliki z fotkami. Już czuł jej reakcję w chwili kiedy zobaczy jego nagi akt… Był przekonany, że w tym momencie przylgnie do niego, a potem sama zdejmie mu spodnie i slipy i usiądzie na nim, podciągając spódnicę, a może padnie zemdlona odsłaniając swoje czułe miejsce i pozwalając mu na wszystko. A on – wtedy się z nią najpierw podroczy aby ją ukarać, potrzyma ją parę minut w mękach namiętności, a potem wybaczy jej, okaże łaskawość i pozwoli się kochać.  
Był przygotowany na każdą okoliczność, w kieszonce miał wiagrę… To wszystko wydawało się już całkiem realne… Tymczasem posłyszał jedno krótkie nie.
Zmienił taktykę.
- My chyba byliśmy już na ty? – zapytał tonem raczej kategorycznym
- Nie – usłyszał.
- No to najwyższa pora to zmienić, znany się przecież już trzy lata.  – zawyrokował.
- O tym decyduje zawsze kobieta – odparowała Justyna. – A poza tym, znamy się, jeśli można tak określić te parę przypadkowych kontaktów – niecały rok. – dodała.
– To może ja pójdę teraz na dwie godziny do znajomych i wrócę jak Pani nada maila? – spytał już mniej pewnie.
Justyna nie raczyła odpowiedzieć.
Zza okna dochodziły odgłosy nagłego deszczu.
- Przecież nie wyrzuci mnie Pani na deszcz… urwał widząc jej znudzoną minę.
– Trudno, idę, Żałuję, bo myślałem, że będzie mi dane porozmawiać o seksie, najnowszych odkryciach naukowych i… i wypić bruderszaft, a potem … obudzić Panią jutro rano. – zamruczał i skierował się do wyjścia, licząc na to, że zostanie zatrzymany. Płytka z tekstem i fotkami została na stole.
Zawahał się. To się nie mogło tak skończyć. – Dlaczego pani nic nie mówi – zapytał.
- Staram się nie mówić bez potrzeby rzeczy przykrych. No dobrze – ujmę to tak: Nie uprawiam seksu dla sportu – usłyszał, ale udał, że nie słyszy.
Jechał do domu w strumieniach deszczu.
Czy postąpił słusznie, zostawiając Justynie płytkę z fotkami? Może je teraz sobie zapisać, rozesłać znajomym, wydrukować… Nie, tego chyba nie zrobi. Te fotki uświadomią jej, namiętność, pragnienie, pożądanie.
Na pewno zadzwoni natychmiast, kiedy tylko zobaczy go w całej okazałości. Zadzwoni i będzie błagać aby wrócił. To pewne.
Po wejściu do mieszkania sprawdził telefon i komórkę. Nie było żadnych wiadomości.
Następnego dnia telefon też milczał.
– Pewnie nie obejrzała jeszcze płytki, nie śpieszy się jej, aby załatwić dla mnie tę drobną sprawę, o którą ją tak prosiłem … użalał się nad sobą.
Koło południa telefon zadzwonił. Wąsacz pokonał odległość od niego jednym susem.
To nie była Justyna. Dzwonił znajomy, który miał odebrać maila z tekstem. Potwierdził, że dostał go jeszcze wczoraj. – Przecież mogłeś mi to sam podrzucić – dodał ze zdziwieniem.
Wąsacz odłożył słuchawkę. Miał wyjątkowo głupią, zawiedzioną minę. Nie mógł tego zrozumieć. Jak to możliwe, że jego plan zawiódł. To nieprawdopodobne, to mu się jeszcze nigdy nie zdarzyło.
Widocznie zawsze musi być ten pierwszy raz – ale Wąsacz nie umiał i nie chciał tego faktu zaakceptować. Miał przed sobą jeszcze dwanaście dni wolności. Skoro plan główny nie wyszedł – postanowił uruchomić plan awaryjny.
Wybrał hasło z pamięci telefonu. Od razu odezwał się radosny głosik Iwony.
– Nareszcie dzwonisz kochany ty mój.. Czekam i czekam, przecież ta twoja już wczoraj wyjechała. Wiesz, już zaczynałam być zazdrosna, mój ty jedyny. Zaraz zrobię kolację. Przyjdź i weź to, co twoje. Mam niespodziankę, Skarbeczku, zobaczysz, spodoba ci się. Nie powiem co to, ale to jest różowe i koronkowe… i tylko dla mojego Wąsatego Pysia – szczebiotała.
Wąsacz czuł, że świat wraca do równowagi.
– Wreszcie jest tak, jak być powinno. Tylko ta Iwonka… zrobiła się tłusta i nudna… i te różowe koronki. Ohyda. Ale przynajmniej umie docenić swoje szczęście. Trzeba jej to jakoś wynagrodzić.
Tak myśląc Wąsacz usiadł do komputera, wydrukował swoją nagą fotkę, napisał na niej dedykację „Dla Iwonki” i przeszedł do sypialni, gdzie włożył swoje szare spodenki i koszulę w niebieską krateczkę.
W świecie Wąsacza wszystko było uporządkowane: spodnie szare, koszule niebieskie, kobiety uległe i posłuszne, żona kochająca i zadowolona z wygodnego życia i podróży.
A Justyna? Trudno, nie umiała docenić swojego szczęścia. A mogła dostać oleodruk w złoconej ramce. Był już przygotowany. Teraz dostanie go Iwonka. Wąsacz nie znał się zupełnie na obrazach. Gdyby było inaczej zauważyłby, że na ścianie w stołowym pokoju Justyny wisiał obraz znanego malarza. Jego oleodruk, tak jak i on sam do niczego by tam nie pasował.
Zapakował w papier pakowy swój prezent-niespodziankę i wrzucił do torby dwie koszule, slipy i skarpetki na zmianę.
– Zostanę u Iwony i będę się u niej kapał – postanowił. – Trzeba dbać o zużycie wody. Przynajmniej żona ucieszy się po powrocie, ona ma jakiegoś ekologicznego fioła na punkcie wody. Przez dwanaście dni zaoszczędzę trochę na kąpieli. Niech ma satysfakcję, że ja też dbam o środowisko naturalne.
I Wąsacz, podbudowany naukowo, rodzinnie i erotycznie, zamknął drzwi mieszkania, zjechał do garażu i uruchomił samochód, starając się myśleć tylko o tym jakie to smakołyki szykuje teraz Iwonka na jego przyjęcie.
- Zapomniałem wziąć drugą parę spodenek – uświadomił sobie, ale nie chciało mu się już po nie wracać. – Iwonka i tak woli mnie bez niczego – uśmiechnął się i zaparkował pod jej domem.
A jednak, czuł pewien niedosyt. Nie chciał tego roztrząsać, ale cały czas miał w pamięci Justynę – jedyna kobietę, która powiedziała mu nie. Wiedział, że to o niej będzie myśleć w czasie igraszek z Iwoną.


15 VIII 2010r.