Katarzyna Redmerska 
WYMARZONY DOM   

 Była połowa lata, a Anna nie mogła wymyślić zakończenia swojej książki. Termin oddania tekstu zbliżał się wielkimi krokami. Piękna pogoda, upał oraz problemy z ojcem, powodowały, że dobry nastrój do pisania minął. Najchętniej zaszyłaby się w jakimś cichym, romantycznym miejscu, gdzie jest woda, las i łąki. Było by miło wyjechać gdzieś na wakacje. - O Boże - jęknęła. – A to co? Odgłos prawdziwego pisarza? – Odezwał się miły głos w drzwiach. Anna odwróciła się. – Michał, co ty tu robisz? – zapytała z nieukrywaną radością. – Czułem coś, że masz problemy, więc jak przystało na prawdziwego rycerza, przybyłem na ratunek. - Dobrze, że jesteś, mam pretekst, by porzucić to owocne pisanie. – Nadal nie masz zakończenia? – Spytał ciepło. – Nie. Obawiam się, że tym razem czekają mnie niezłe problemy u wydawcy. Jednak naprawdę nie mam weny. Do tego jeszcze ojciec.- Po tych słowach westchnęła ciężko. - Znowu był niemiły? - Mężczyzna spojrzał na nią z troską. –Tak, wypominał mi kolejny raz, że zaprzepaściłam jego ambicje, że stworzył kancelarię, a ja jedyne dziecko wybrałam inny zawód. A, jeszcze jedno – tu spojrzała z uśmiechem na Michała, zapomniałam dodać, że kolejny raz, udowadniał mi, że rehabilitacją może być jedynie małżeństwo z tobą, osobą inteligentną, wspaniałym wspólnikiem, którego traktuje jak syna. – O! To miłe. Cóż… - zawahał się na chwilę. - Wiesz co czuję…Nigdy nie ukrywałem tego. Tylko ty…- Przestań! – krzyknęła. Nie mów już nic! Wiesz jak jest! – Wstała raptownie. Nie chcę być niemiła, ale idź już. Muszę pracować. Mężczyzna wstał, widać było, że zabolały go słowa Anny. Popatrzył na nią z pewną troską, ale i żalem. Kochał tę dziewczynę od dawna. Żadna nie mogła się z nią równać. Wiedział, że albo ona, albo nikt inny. Zdawał sobie również sprawę, że Ania, go nie kocha. Przeżyła kiedyś duży zawód miłosny i obecnie zasklepiła się w skórę, przez którą nie można było do niej dotrzeć. – Idę już. Wiesz, dziwi mnie, że jesteś taka. Nie dajesz nikomu szans. Zraniona przez jakiegoś palanta, nic nie wartego, wszystkich w około zrażasz do siebie.
Stała odwrócona do okna i milczała. Słowa Michała bolały. Czyż jednak nie miał trochę racji? – Skończyłeś? – Spytała po chwili. – Tak. Przyszedłem tutaj z pewnym pomysłem. Cóż, nie wiem czy z niego skorzystasz. Mam dużą sprawę i raczej tegoroczne wakacje muszę sobie odpuścić. Pamiętasz dworek moich rodziców koło Wielkich Oczu? Może chciałabyś tam pojechać? Zmiana otoczenia dobrze ci zrobi, może wena powróci? Nie byłabyś sama, mieszka tam gosposia z mężem. - To powiedziawszy spojrzał z oczekiwaniem. Anna była zaskoczona propozycją, nie kryła, pomysł był kuszący, dworek był piękny, była tam kiedyś z rodzicami. – Uhm. - odparła nieśmiało. – Nie przeczę, że propozycja jest wspaniała. Zadziwiasz mnie. Jestem taka niedobra dla ciebie. Często cię obrażam, a ty nic. Proszę, nawet teraz, po tej kłótni, nadal chcesz mnie tam zaprosić? – Spojrzała mu w oczy. Przez chwilę ich spojrzenia spotkały się. Kolejny raz, poczuła dziwne uczucie ciepła w sercu. Obecność Michała wpływała tak kojąco, czuła się przy nim bezpiecznie. Z zadumy ocknęły ją jego słowa: – No cóż - zaśmiał się cicho.- Twój nazwijmy wyskok, wezmę za efekt zszarpanych nerwów pisarki bez weny. – No, no, nie pozwalaj sobie – teraz i ona śmiała się szczerze. – Proszę bez insynuacji.
Popołudniem następnego dnia, była na miejscu. Wzdłuż alei prowadzącej do dworu rosły platany. Ojciec Michała, pochodził ze starej szlachty. Dwór od dawna należał do rodziny. Obecnie posiadłość przeszła w posiadanie Michała jako jedynego spadkobiercy. Dwór był rozłożysty, pomalowany na biało z zielonymi okiennicami. Przed wjazdem na klombie rosły przepiękne róże, róże również wiły się po murach domu. Za domem był taras, z którego po schodkach schodziło się do sadu i ścieżki prowadzącej nad rzekę. W około dworu roztaczał się przepiękny park. Anna zatrzymawszy się na podjeździe, czuła po raz pierwszy od dawna, że jest szczęśliwa, tak zwyczajnie, po prostu szczęśliwa. Po chwili na jej spotkanie wyszła gosposia, zarządzająca całym domostwem. – Witam. Pan Michał o wszystkim nas poinformował. Będzie się tu czuć pani jak u siebie. – To powiedziawszy spojrzała ciekawie na dziewczynę. - Dziękuję. – Mąż zabierze pani bagaże. Wnętrze domu było imponujące. Wielki holl, z którego na lewo wchodziło się do bawialni i salonu, po prawej był gabinet i jadalnia oraz kuchnia. Z hollu na wprost wychodziły drzwi na taras oraz znajdowały się schody na piętro, gdzie Ania skierowała swoje kroki. – To jest pani pokój. Jest biurko do pisania i łazienka. Kolacje jada się tu o siódmej. – To powiedziawszy gospodyni wyszła. Po chwili jednak wróciła: - Jeszcze jedno. Ja jestem Zofia, a mój mąż Jan. Gdy wyszła, Anna długo patrzyła za nią oniemiała. – Co za zabawni ludzie – pomyślała. Umyła się trochę, rozpakowała. Po chwili zastanowienia wybrała numer w komórce: - Słucham – odezwał się męski głos. – Michał, to ja - Anna czuła niejasne i dziwne uczucie skrępowania. To uczucie trochę ją zaskoczyło. Niby dlaczego tak dziwnie się czuje? – Jesteś już na miejscu? – Tak. Dzięki za wszystko. Tu jest niesamowicie, przepięknie, naprawdę…- zapanowała chwila milczenia - Jesteś tam Michał? – Zapytała nieśmiało. - Jestem, jestem. Wiesz zadzwonię później, nie mogę teraz rozmawiać. Cześć. – Odłożył słuchawkę. Annę zaskoczyło to zachowanie i nie ukrywając zabolało. Nigdy się tak względem niej nie zachowywał. Po chwili, wytłumaczyła sobie, że praca w kancelarii prawnej to przecież nie pisanie książek i zapewne naprawdę jest zajęty. Przebrała się i zeszła na dół. Gdy była już przy kuchni usłyszała rozmowę gospodarzy. Mimo woli przystanęła i słuchała. – To ona? – spytał męski głos. – Tak. Co by nie mówić, pierunica jest śliczna jak obrazek. Nie dziwię się, chociaż…- pani Zofia przerwała i Ania zmuszona była mimo ciekawości wejść do kuchni. – Dzień dobry – odpowiedziała. Odpoczęłam i wstyd mi przyznać pani Zofio, ale jestem okropnie głodna. Słowa te miło wpłynęły na gospodynię, bo twarz jej rozjaśniła się i od tej chwili Ania stała się ulubienicą. Potwierdzone zostało to apetytem jaki okazała dziewczyna podczas kolacji.
- Wiem, że pani jest pisarką. Michał to znaczy pan mi o tym opowiadał. Z resztą wszystkie pani książki Michał ma w bibliotece. To ciekawe tak umieć wymyślać historie – pani Zofia dołożyła kolejną porcję placka drożdżowego. – Nie tak bardzo pani Zosiu. Gdy dopada człowieka taki brak pomysłu, a termin jest tuż, tuż, to nie jest to ciekawe. Uhm, pyszności ten placek, naprawdę. Gospodyni uśmiechnęła się szeroko i dodała: - Michał, to znaczy pan przed pani przyjazdem powiedział co pani lubi, i że placek drożdżowy też, to upiekłam. Ania spuściła oczy, jakoś serce zabiło szybciej, na te słowa, dziwne. Gospodyni przyglądała się jej z uwagą i nikły uśmiech pojawił się w kącikach jej ust. – Czy pani ma jakieś życzenia? – Nie pani Zosiu. Może jedno, proszę mi mówić zwyczajnie Ania, dobrze? – Dobrze, jak pani, to znaczy jak chcesz Aniu. Szczerze mówiąc Michał też kazał sobie od zawsze tak mówić - gospodyni nie ukrywała zadowolenia. Ania uśmiechnęła się: - Tak też myślałam. – Zna pani Michała od urodzenia? – spytała ciekawie. – Tak. Wychowywałam go. Rósł na moich oczach. Jestem z niego taka dumna. Mimo, że z niego wielki pan, nigdy o nas nie zapomina. Nawet kwiaty mi przez kuriera przysyła na imieniny, jeżeli sam nie może przyjechać. To dobry człowiek, tylko coś w miłości nie ma szczęścia, biedaczysko. Nigdy nie mówił, ale ja sama wiem, że mu jakaś panna serce złamała. Kiedyś spytałam go oto, powiedział, że znalazł swoją miłość, tylko, że uczucie jest jednostronne. Wtedy ja powiedziałam, że głupia ta panna, odrzucając takiego człowieka jak on. A on na te słowa tylko się uśmiechnął.
Michał nie mógł sobie znaleźć miejsca. Chodził po gabinecie w tę i z powrotem. Zachował się jak ostatni drań, odkładając słuchawkę. Jednak, tylko tak może jeszcze wzbudzić w niej jakieś uczucie. Do diaska! Przecież serce nie może go mylić, czuje, że nie jest jej obojętnym. Być może, ona tego jeszcze po prostu nie wie. Sięgnął po telefon: - Zofia? – zapytał. – Michał! Jak miło, że dzwonisz. Zawołać Anię? – Nie. Chcę porozmawiać z tobą. I co? – Z czym? – gospodyni nie kryła zdziwienia. – No jak jej tu jest? Czy się jej podoba? Co robi? – Michał pytał jednym tchem. – Jest śliczna, jak obrazek. Dobry masz gust. No i apetyt ma jak należy. Żadne skubanie kęsów jak ptaszek, tylko zdrowe porcje. Teraz poszła na spacer. – Dobrze, czy…-zawahał się - czy mówiła coś o mnie? Gospodyni zaśmiała się na głos. – Na moje oko, to ona zakochana w tobie po uszy, tylko bidula pogubiła się w tych swoich myślach, zasadach. Ale nie martw się już ja jej rozjaśnię to i owo. – Zofio, tylko nie przesadzaj, znam to twoje rozjaśnianie. Pamiętaj, ta dziewczyna to moje szczęście. – Wiem, wiem.
Tej nocy Anna nie mogła zasnąć. Czuła dziwne podniecenie. Wszystko było nowe i takie ciekawe. Dziwne, ale od kiedy tu przyjechała, obraz Michała stale pojawiał się w jej myślach. Może to dom, w którym się wychowywał? Wstała i szeroko otworzyła okno. Noc była parna, w powietrzu unosił się słodki zapach maciejki. Lubiła sierpniowe noce, uważała zawsze, że to najpiękniejszy miesiąc lata. Postanowiła zejść na taras. Wychodziła już gdy zadzwoniła komórka, było dobrze po północy, kto to mógł być? Wyświetlił się numer Michała. Przez moment zastanawia się czy odebrać, po chwili jednak podniosła telefon. – Nie zbudziłem cię? – spytał ciepło. – Nie, noc taka parna, że nie mogę zasnąć. – Ja też. – Co też? – zapytała cicho.- No też nie mogę zasnąć – zachichotał. – Czemu się śmiejesz? – nie wiem. Wiesz? – Co? – spytała z zapartym tchem - Cieszę się, że tam jesteś, w moim domu. – Ja też. – Co też? – no też się cieszę - zachichotała również. – Wiesz? – zapytał. – Co? – Nic już. Dobranoc, słodkich snów. – Dobranoc. Zeszła na taras. Noc była gwiaździsta. Dziwne, dziwne doprawdy, co też z nią się dzieje. Michał to przyjaciel, tylko przyjaciel. Zawsze tak było. Kochała już raz tak naprawdę i co? Zawiodła się sromotnie. Kochała? Czy myślała, że kocha? Wróciła do łóżka.
Rano obudziła się wypoczęta, rześka i o dziwo z zapałem do pracy. Całe przedpołudnie spędziła na pisaniu. Po południu postanowiła wykorzystać moment nieobecności gospodarzy i zwiedzić stare domostwo. Pokoje były urządzone gustownie, bez przesady. Zwłaszcza jadalnia i salon miały piękny wystrój starego dworku. W salonie na ścianie godnie prezentował się zbiór białej broni, którą kolekcjonował ojciec Michała. Ania weszła do gabinetu. Był wyłożony dębowym drewnem, z dużym kominkiem i wielkim biurkiem w rogu. Na ścianach bogato prezentowały się półki z książkami. Ania spostrzegła półkę z książkami jej autorstwa, mimowolnie uśmiechnęła się z zadowoleniem. Zaciekawiona podeszła do biurka. Było na nim mnóstwo fotografii, starych, jeszcze w kolorze sepii, byli dziadkowie i rodzice Michała i była ona! W pięknej srebrnej ramce stało jej zdjęcie, pamięta, że Michał zrobił je jej podczas wypadu na narty kilka lat temu. Poczuła nagle, że wszystko zaczęło się rozjaśniać. Powoli zaczynała rozumieć swoje uczucia. Zawsze gdy miała jakiś problem był Michał. Gdy wybrała inne studia niż prawo, i miała o tym powiedzieć ojcu, kogo najpierw poinformowała? Kogo poprosiła o pomoc? Michała, gdy uszkodziła ojcu samochód, kto pomógł? Michał. Gdy porzucił mężczyzna kto wyciągnął do niej rękę? Komu mogła się wyżalić? Michał. Kto pierwszy czyta jej książki? Michał. Zawsze był w pobliżu niczym bezpieczna przystań, w której można się skryć. A ona? Goniła za zwyczajnym szkiełkiem gdy diament był na wyciągnięcie ręki. Głupia babo! – zawołała.- Czyś ty ślepa! Zawsze kochałaś jego. Do kogo zwracała się najpierw w chwilach zagrożenia? Do niego! Wybiegła z gabinetu jak tajfun, zdążyła usłyszeć tylko za sobą – Uważaj! Z krzykiem bólu zapadła w ciemną otchłań.
- Muszę rozmawiać natychmiast z mecenasem Senetczewińskim! Słyszy pani natychmiast! – głos Zofii był prawie histeryczny. – Ależ droga pani - sekretarka spokojnie odpowiadała. – Mówię przecież, że pan mecenas ma ważne spotkanie. Oddzwoni do pani. – Proszę pani! – teraz już Zofia krzyczała. – Wydarzył się wypadek, Michał, mecenas musi… W tej chwili do sekretariatu wszedł Michał. - Panie mecenasie, dzwoni jakaś pani Zofia i krzyczy coś o wypadku. W jednej chwili Michał wyrwał słuchawkę sekretarce: - Zofio, co się stało? – Po drugiej stronie słychać było płacz. Michał czuł instynktownie, że stało się coś złego, złego z Anią. – Zosiu – powiedział spokojnie, choć czuł, że nerwy ma napięte do granic – Spokojnie powiedz mi co się stało. – Michał, to naprawdę nie moja wina, krzyczał głos w słuchawce.- Zostawiłam otwarte wejście do piwnicy, ale nikt nigdy tamtędy nie przechodzi, Ania – mój Boże, Ania… - Co Ania! – Teraz krzyczał i on. – Ania tam wpadła. Była nieprzytomna, wezwaliśmy pogotowie. Lekarz mówi, że ma złamaną nogę i potłuczone żebra. Ale... – Ale co? – Michał czuł, jak zalewa go zimny pot. Jak serce z niepokojem bije w jego piersi. – Ale co? – powtórzył z naciskiem. Gdy była nieprzytomna, to cały czas wzywała ciebie, wołała twoje imię. Halo jesteś tam? Michał! Jego już jednak tam nie było.
Ania zapadała co jakiś czas w ciężki sen. Spowodowane to było lekami. Nic nie zagrażało jej życiu. Czuła się już trochę lepiej, chociaż wszystko ją bolało. Nieźle się poobijała spadając ze schodów do piwnicy. Spokojnie starała się w granicach możliwości, pocieszać Zofię i Jana, że to nie ich wina, że nie patrzyła pod nogi. Poprosiła również, aby nikogo nie zawiadamiać. Jak już poczuje się lepiej, to sama to zrobi.
Miała dziwny sen, czuła jak ktoś jakby przez grubą ścianę szepcze jej imię, czuła dotyk czyjejś dłoni. Było to miłe, bardzo miłe. Chciała otworzyć oczy, ale nie mgła, po chwili jednak udało się jej to zrobić, przez mgłę, która bladła i bladła, zobaczyła jego, Michała, który tuląc jej dłoń, wymawiał jej imię. – Michał? Najdroższy – powiedziała słabo. Uśmiechnął się ciepło. Po chwili spytał: najdroższy? – Czyżby efekt leków? Zaśmiała się i przytuliła jego dłoń do swojego policzka. – Nie, kochany, to nie leki, tylko najprawdziwsza prawda. Czy wybaczysz mi moją głupotę i…- Ciii. Będzie czas i na to. – Ale ja…muszę ci wszystko wyjaśnić. Tam w gabinecie, w dworku, wszystko zrozumiałam. Ja byłam głupia, a ty…Ty zawsze byłeś przy mnie, ja…Czy wybaczysz mi mój upór i to wszystko co zrobiłam… - Nie zdążyła już nic powiedzieć, bo usta jej przykrył delikatny pocałunek.