Obok
Krajeński
|
powrót |
Jurata Bogna Serafińska |
Obiekt |
Max siedział w celi i czytał książkę. Wreszcie znalazł to, czego tak bardzo potrzebował. Nie mógł się oderwać od lektury. Ten ciemnozielony tomik mógł stać się jego przepustką do przyszłości. Do wspaniałej przyszłości. Na okładce i grzbiecie publikacji były wytłoczone złocone litery – „Machiavelli – KSIĄŻĘ”. Książę to on – Max. We wstępie przeczytał o końcu średniowiecza i formowaniu nowej Europy. Dla niego to będzie koniec odsiadki i uformowanie własnej nowej wspaniałej rzeczywistości. Wszystko będzie możliwe do osiągnięcia. Musi tylko przetrwać i nauczyć się manipulować ludźmi. Zmusić ich do wykonywania jego woli, ale zmusić tak, aby myśleli, że sami tego chcą. Wykorzysta do tego swoje naturalne walory i predyspozycje. Uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie. Miał twarz pokerzysty, to mogło być przydatne dla jego celów. Kumple sądzili, że panuje nad sobą i nie zdradza się z uczuciami. Nie znali strasznej prawdy, polegającej na tym, że Max nie był zdolny do odczuwania żadnych uczuć poza uwielbianiem siebie samego. Jego postawa wobec świata była typowo roszczeniowa. Wszyscy wokół byli winni tego, co go spotkało. Chętnie brał za to odwet i „karał” nawet osoby, które były do niego jak najlepiej nastawione i chciały mu pomóc. Był podejrzliwy i nie wierzył w niczyją szczerość. Uważał się za skrzywdzonego przez świat geniusza. Jego siłą napędową był wyłącznie jakiś zwierzęcy instynkt przetrwania. Nie miał żadnych trudności w odrzuceniu kogoś, kogo jeszcze przed chwila nazywał przyjacielem. Miał własną definicję słowa „przyjaciel”. Był nim ten, kto robił coś dla niego. W drugą stronę ta definicja już nie działała. Właśnie z tego powodu tak łatwo przyszło mu zerwać z dziewczyną, która została na wolności. Ocenił: – Jest dobra w łóżku, ale poza tym zbyt niezależna, a tu i teraz zupełnie nieprzydatna. Trzeba koniecznie wymieniają na obiekt bardziej dyspozycyjny. Wiedział, że podoba się zarówno kobietom jak i mężczyznom. Przez cały okres garowania dbał o swój wygład, kondycję, sprawność i … bezpieczeństwo. Przeszedł swoje jako świeżak. Z tamtych czasów miał pamiątkę w postaci złamanego kinola. Szybko się uczył i przystosowywał. Opanował bajerę, przyswoił grypserę. Miał długo garować, nie mógł być frajerem, bał się przecwelowania. Ćwiczył, pilnował spacerów, kąpieli i starał się nie zarzucać byle czego. Wolał być głodny niż zjeść coś niezdrowego. Korzystał też z wszelkich okazji dokształcania się. Wkuwał angielskie słówka, zaofiarował się do obsługi komputera w świetlicy. Za zgodą wychowka i z błogosławieństwem księdza i psychiatry, zaczął pisać pamiętnik, a potem bloga. To wszystko miało zaprocentować w przyszłości, ale czegoś mu cały czas brakowało. I teraz odnalazł ten brakujący element. Książę Machiavellego. To było właśnie to. --- Wyciągnął zeszyt i napisał tytuł – Strategia działania. Był pełen zapału. Przyswoi sobie makiawelizm, unowocześni go, stworzy system do manipulowania innymi dla osiągnięcia własnych celów. Nauczy się łamać powszechnie przyjęte normy i ludzkie charaktery. Będzie miał na celu wyłącznie swoje potrzeby. Inni go nie obchodzą, mają być tylko narzędziami, skutecznymi narzędziami. Tylko takich do siebie dopuści, nazwie przyjaciółmi. Oni będą w to wierzyć i zrobią dla niego wszystko. Kiedy wykonają swoje zadania nie będą już potrzebni. Zastąpią ich inni. Będą niezadowoleni, ale trudno. To on, Max będzie nad nimi dominować, wskazywać im drogę. Dominowanie nad innymi wiąże się z narzucaniem im woli. Nie ma tu miejsca na respektowanie ich zamierzeń. Ich posunięcia będą godne pochwały tylko tak długo, jak długo będą zgodne z jego linią. To proste. Nauczy się postępować tak, aby ci wypaleni i odtrąceni przez niego, nie stali się wrogami. Muszą nabrać przeświadczenia, że sami pogrzebali swoje szanse przez swoją nieudolność, brak kompetencji, przez to, że go skrzywdzili, przesunęli bowiem w czasie realizację jego planów. Ich złość zwróci się przeciwko nim samym. Nie będą stanowić zagrożenia. Max czuł przypływ adrenaliny. Miał naprawdę wielkie plany. Potrzebował jednak wypróbować swoje pomysły strategiczne, zrobić małą próbę działania. Nadarzała się ku temu okazja ponieważ dostał trzydniową przepustkę. --- Jadąc pociągiem upatrzył sobie dziewczynę. Samotna, szczupła, inteligentna, niebrzydka, niepaląca. Palących nie brał pod uwagę, bowiem dym tytoniowy był szkodliwy dla zdrowia. Miał dość smrodu ze szlugów, jakie jarał przy nim szamak spod celi. Co jakiś czas rzucał powłóczyste spojrzenie. Patrzył powtarzając sobie w myślach słowa – „jesteś piękna”. Podziałało. Dziewczyna się zarumieniła. Kiedy wstała, aby zdjąć torbę, podszedł i zaofiarował pomoc. Zamienili kilka słów. Przeprosił za to, że się wcześniej nie przedstawił. - Bałem się, że się pani przestraszy, bo jestem na przepustce. – wyjaśnił. Nie, nie chodzi o wojsko – dodał ze smutnym uśmiechem. Cały czas pilnował się, aby mówić językiem literackim i w żadnym wypadku nie używać więziennej grypsery. To by mogło spłoszyć jego ofiarę, która robiła wrażenie dziewczyny z tzw. dobrego domu. Jej spojrzenie mówiło, że nie boi się niczego. Pożegnali się na peronie, wymienili numery komórek. Potem sms-owali przez dwa dni. W końcu Max napisał – - Jesteś pełna blasku. Chciałbym się w nim zanurzyć. - Czekam – odpowiedziała. Opowiedział jej o sobie. Obiecała, że napisze pismo w jego sprawie i zbierze trochę podpisów. Pocałował ją delikatnie. Wspomniał, że będzie tęsknić. Nie musiał się nawet specjalnie wysilać. Była już kupiona. Była jego. Trzy dni potem siedział z powrotem w celi, ale dziewczyna pracowała już na jego przyszłość. Wyciągnął swój brulion i odnotował – Ważne – należy mieć przedmiotowy stosunek do zdobytego obiektu, wykazywać brak uczuć w stosunkach interpersonalnych. Był bardzo dumny z tej notki. Postanowił pisać właśnie takim pseudonaukowym żargonem. Pod spodem dodał – Spis obiektów: „sara1”. Z obiektem „sara1” spotkał się jeszcze trzy razy w ciągu roku. Przekonał się, że jest traktowany bardzo poważnie. Dziewczyna się zakochała. Dwa razy się z nią przespał, aby czuła się z nim bardziej związana. Musiał się trochę zmuszać, bo w tym czasie nie czuł specjalnego pociągu do kobiet. To wszystko przez jego przyjaciela spod celi. Ale cel uświęca środki. Poświecenie się opłaciło. Obiekt „sara1” załatwił mu listę składającą się z piętnastu tysięcy podpisów pod podaniem w jego sprawie. Podanie zostało złożone w odpowiednim urzędzie. Teraz należało przystąpić do następnego etapu. Ten etap wymagał innego obiektu. --- Max miał szczęście. Przypadkiem w zakładzie, w którym przebywał, kręcono sceny do filmu. Szedł na swój dyżur do kuchni i dzięki temu udało mu się zamienić dwa słowa z dziewczyną z ekipy. Skorzystał z okazji i wpatrzył się w nią swoim najbardziej zamglonym spojrzeniem. Pstryknęła mu fotkę. - Będę mógł się do pani zgłosić po to zdjęcie? Dostał wizytówkę z telefonem. Miesiąc później jechał do stolicy na przepustkę. Zadzwonił. Dziewczyna, nazwana przez niego Obiekt „sara2” zabrała go ze sobą do knajpy. Chciała zaszpanować przed kumplami, że ma chłopaka ze świata przestępczego. Pijąc piwo wymyślili, że mogą zrobić o nim film. Przespał się z obiektem „sara2” jeszcze tej samej nocy. Przyjechała do Z.K. z ekipą. Z filmu nic nie wyszło, ale „sara2” zrobiła dużo fotek i zrzuciła je potem w kilku redakcjach. Max znalazł się na okładce jednego ze znanych tygodników. Potem były obiekty „sara3”,”sara4” i „sara5”. Obiektem „sara6” miała być prezeska Fundacji X – bezdzietna, samotna bizneswooman z wielkim kontem bankowym. Max postanowił ją zdobyć, ale wiedział, że na razie sam musiał się wykazać. Krążył więc wokół i czekał na odpowiedni moment. Wyglądało na to, że mu się uda. Dostał półroczną przepustkę, więc mógł sobie pozwolić na odrobinę luzu. Czuł, że pani prezes ma na niego ochotę, ale musiał doprowadzić do tego aby chciała go mieć nie tylko w łóżku. Za wszelka cenę musi stać się jej współpracownikiem. Jeśli stanie się jej niezbędny, chociażby jako negocjator – to potem dostanie już wszystko co zechce, a po pewnym czasie nikt nie będzie już pamiętał o Fundacji X. Istnieć będzie za to Wielka Korporacja MAXGIGANT albo MAXSUKCES. Albo jeszcze jakoś inaczej ale na pewno z MAX na początku. --- I wtedy, kiedy już był tak blisko celu – znalazł się nagle w szpitalu. Diagnoza brzmiała - depresja, załamanie nerwowe. Oficjalnie stwierdzono, że pochlastał się wyszlifowanym końcem łyżki. Max temu zaprzeczał i przysięgał, że został napadnięty i pobity. Nikt nie słuchał jego wersji wydarzeń. Szybko znalazł się na oddziale psychiatrycznym. - Ktoś mnie tu udupił – wściekał się Max. To była totalna klęska. On – manipulator makiawelista nie mógł przecież stracić kontaktu z rzeczywistością. Nie mógł przestać pociągać za sznurki… Jednak życie przekreśliło jego plany, przynajmniej na razie. Może to była kara od losu za te wszystkie dziewczyny, które były dla niego tylko obiektami o danym numerze, a może przecenił swoje możliwości i sam nie wytrzymał zasad makiawelizmu, a może to on tym razem został zmanipulowany…. Tego nie wiedział nikt. No, może jakieś wyobrażenie miała o tym pani doktor, która pisała właśnie pracę habilitacyjną na temat „Makiawelizm i kryzys wartościowania przechodzący w załamanie psychiczne”. --- Pani doktor miała wielkie ambicje i wiedziała, że osiągnie wszystko, czego pragnie. Jej kariera była już ustawiona. Potrzebowała tylko … przeprowadzić badania. Tylko tyle. W szpitalu na terenie Z.K. musiała znaleźć odpowiedni materiał porównawczy. Niektórzy jej pacjenci mogliby już właściwie opuścić szpital, ale …byli jej potrzebni. Nie widziała powodu, aby się nad nimi rozczulać. Byli przecież niemoralni, źli i nikczemni. Powinni się cieszyć, że mogą jej posłużyć do badań. Aby osiągnąć swój cel, musiała przejąć nad nimi kontrolę, musiała przekonać się, jak będą reagować na przeróżne manipulacje. Pani doktor, zgodnie z teorią Nicolasa Machiavellego, uważała, że tak samo jak „dobry książę”, ona też ma prawo lekceważyć potrzeby innych. Robi to przecież dla dobra nauki, a więc dla dobra ogółu. A że przy okazji również dla rozkwitu własnej kariery – to już wynika jedno z drugiego. Zresztą coś się jej w życiu należy za wieloletnie zajmowanie się tymi osadzonymi prymitywnymi zgredami. Miała kilkadziesiąt wybranych do badań obiektów – szamaków i frajerów. Niestety, wszyscy oni byli dość przeciętni, a pani doktor potrzebowała jakiegoś obiektu bardziej oryginalnego, który mogłaby opisać w swojej pracy, wykazując nowe wnioski i formułując nowe hipotezy. Jej praca miała być odkrywcza, nie mogła powielać znanych już teorii. I właśnie wtedy jeden z klawiszy wspomniał o Maxie, który jednak jak na złość był na półrocznej przepustce. A jednak okazało się, ze dobry los pozwolił w krótkim czasie ściągnąć go do szpitala. Pani doktor potraktowała to jak wyzwanie, wyobrażała już sobie następne frapujące dni i tygodnie. - Ciekawe czy obiekt podda się manipulacji tak łatwo jak inni i co z tego wyniknie… Miała wreszcie jakąś odmianę w swojej żmudnej pracy. Obiekt był o wiele ciekawszy od pozostałych i choćby z tego powodu zasługiwał na szczególne względy, na przykład na to, aby jak najdłużej potrzymać go na oddziale. --- Pani doktór przestudiowała dokładnie brulion obiektu „max45”. - Ciekawe, ciekawe – mruczała czytając jego zapiski o efektywnym manipulowaniu partnerem interakcji. – na co to porywa się taki sobie zwykły zgred, chyba myśli, ze stanie na samej górze piramidy… Kartkowała dalej – „przetrwanie jako wartość ostateczna, sposoby odbierania wolności wyboru wartości, okrucieństwa dobrze użyte, bezsens dochowywania przyrzeczeń, zdolność do celowych zachowań preferencyjnych, jednostka sterowana…” No, proszę – westchnęła pani doktor – Nawet nie wiedziałam, kogo tu mamy. Pod bokiem wyrósł mi obiekt do badań jak na zamówienie. Ciekawe, czy i po jakim czasie zniechęci się do swojego planu. Czy załamią go obecne niepowodzenia. No, bo chyba ma świadomość, że jest to jego wielkie niepowodzenie, a nawet klęska. Został odcięty od łączności ze światem. Nie może pociągać za sznurki. Istnieje możliwość, że jego obiekty oprzytomnieją i otrząsną się z uzależnienia. Czas zrobić pierwsze podejście. - Proszę przyprowadzić do mnie obiekt „max45” – powiedziała do pielęgniarki. Przyprowadzono Maxa. Zerknął łapczywie głodnym wzrokiem. Nie znał jeszcze lekarza. – Kobieta, jestem uratowany – pomyślał. – Jeśli dopisze mi szczęście – to będzie obiekt „sara7”. Pani doktor patrzyła na niego zza okularów. Wiedziała, o czym myśli. - Proszę wypełnić ankietę i nie robić sobie nadziei – powiedziała, - To będzie początek naszej długiej współpracy. - Bardzo długiej współpracy – dodała. - Odprowadzić – zarządziła. --- Max siedział w celi i czytał ankietę. Wiedział, że znowu ugrzązł na dłużej. Musi teraz opracować nowy plan przetrwania. Potem, kiedyś … może skończy psychologię i zostanie chociażby asystentem tej pani doktor, która chce mu teraz robić wodę z mózgu. Na razie będzie dla niej grzeczny, będzie wypełniał przykładnie wszystkie ankiety i pozwalał badać swoje reakcje. Wkradnie się w jej łaski, będzie patrzył na nią jak głodny pies na sukę. Wiedział, że pani doktór ma wielkie ambicje. Może będzie chciała aby posłużył jej jako obiekt na zajęciach dla studentów. On zrobi wszystko aby ją zadowolić… pod każdym względem. Spełni wszystkie jej życzenia i zachcianki. Zapłaci jej własnym cialem. A potem… potem to już będzie jego czas działania. - Dobrze, ze znowu trafiłem na kobietę. – podsumował swoje rozważania – ale tym razem nie zapisał niczego w swoim brulionie. Następnego dnia brulion dostarczono do gabinetu pani doktor. - Nie ma nowych zapisków, a więc obiekt „max45” podjął grę. – Pani doktor uśmiechnęła się ledwie dostrzegalnie. Wreszcie będę mieć dwa w jednym – pracę i przyjemność. Pani doktor uwielbiała eksperymenty, zwłaszcza takie na granicy moralności i etyki, które można było jednak zawsze wytłumaczyć dobrem nauki. W swoim gabinecie była niczym udzielny książę. Mogła naprawdę bardzo wiele. Rzuciła okiem na wypełnioną ankietę. - Proszę wezwać do mnie obiekt „max45” i nie łączyć przez najbliższą godzinę żadnych rozmów. Polecenie zostało spełnione. Od tego dnia obiekt „max45” miał był doprowadzany codziennie do gabinetu. Badania weszły w koleją fazę. Praca habilitacyjna pani doktor zapowiadała się coraz ciekawiej. Kwiecień 2010r. |