Wiesława Barbara Jendrzejewska |
„SALTO”, Komograf, Warszawa 2011 |
|
Autoprezentacja drzewo jestem przydrożne samotne jedyne przy rozległym trakcie odarte z liści nagie jak pustka drzewo jestem mocne potężnymi konarami rozłożyste przyjdzie dzień ustroję gałęzi mrowie zakwitnę zaowocuję sobie na przekór głupcom na śmiech naiwnym na wiarę Obecność Zaciskam oczy boję się podnieść powieki by nie ujrzeć wszechobecnej obojętności kopania leżącego, przeklętej znieczulicy boję się oddychać by nie obudzić kłębowiska żmij pochlebców gotowych na wszystko przeraża mnie własny krok wśród możnych, ważnych, niezastąpionych co z czarnych garniturów, skórzanych walizek wysuwają wskazujący palec krążę po omacku przez fałsz medialnych doniesień i własnego języka niepewna siebie szukająca sensu Ten wiersz to dziwka może anioł obrzygany po ostatnie pióro okaleczony myślą o erekcji zbryzgany kwaśnym moczem w tanim motelu na godziny to wielka ulica bez człowieka z mnóstwem pustych domów ten wiersz to niewinność wstydząca się siebie to lot o wschodzie słońca w przezroczystą miłość to ścieżka przyjaznych kroków pukanie do drzwi otwórz Jak nic nie możesz stać z boku bo wtedy cię nie ma albo wisisz jak zmęczony ochłap zastygasz czarną krwią blady od własnych strachów na niepodobieństwo człowiecze powalony nieobecnością swą jak pordzewiały zegar zatrzymanego czasu jak pustka dat bez kalendarza jak nicość przepaść studnia mrok Pamiętnik Wspomnienia w ciasnej szafie wielobarwnych kształtów zamknięte bramą splecionych waliz nie usypiają Dni mieszają się z nocami jesień zachwiana letnią zawieją podeptane kartki zmierzchów fruwają jak podrapane witraże po kapeluszach bez głów Szafa nadyma się skrzydła nocy otulają daty i każą odpocząć pamięci Pokój i wojna Niech trwa poranek niech trwa niech jego ścieżki przebudzone wiodą na smutki niechciane i nowe radości zawieszone nad uśmiechem dnia co rodzi nasze kroki w teraz, w jutro poranek staje się radością dziecka znowu komputer otwiera oczy i gra w zabijanie wyje krew cieknie po palcach Tam nie było monitora krew płynęła gęstym strumieniem zabierała uśmiechy nadzieje jak powódź chłonęła dzieci niezawinione matki z brzuchami od ojców przeklętych rozbebeszoną wojnę rodziliśmy się dobrzy a teraz trzymamy w dłoniach broń i co dzień naciskamy spust Wędrówka I oto dotykasz życia pereł zawieszonych nad zielenią i czernią liżesz nasycasz pragnienie i już wiesz że to twoje istnienie wciąż zawieszone na linie czasu po kroplę zmartwychwstania » |