Wiesława
Kluszczyńska |
Zgubiłam zieloność |
Wybór i redakcja:
Kazimierz Burnat. Fotografie: Zbigniew Kluszczyński, Bydgoszcz 2004. |
*** Jestem czystą kartą rozpiętą na sztalugach życia poddaję się pieszczocie twojego wzroku niecierpliwie czekam na dotyk Obietnice Przyjadę do ciebie z kotem pomruczę obudzę wiersz zapachnę przyjadę do ciebie przegonię troski zmęczenie lato zatańczy morze spokornieje odjadę *** Przeczytaj mnie zachłannie jak książkę na indeksie upij się treścią kształtem poznawaj jak pod mikroskopem będziesz skazany na powroty *** W twojej kuchni odgrzewam kolejny dzień bez makijażu wciśnięta w uśmiech pozbawiona własnego ja bezbarwna Barbie która kiedyś była kobietą *** Przybyłam do ciebie z wiosną w sercu muzyką we włosach w moich oczach tańczyło lato błękitniał uśmiech zatrzasnąłeś okiennice jesień Co dnia W standardowym M brak miejsca dla marzeń nadzieje siedzą na walizkach warczy kuchenny robot podcięte skrzydła zmywają podłogi twoje oczy wpatrzone w gazetę zapomniały obudzić kobiecość okna sąsiadów zaglądają do sypialni kolejny tryb niedokonany bawi się naszym życiem Pierwsza miłość Zapach morza złoty piasek drżenie rąk roztańczone włosy tamta miłość powraca śpiewem lasu spadającą gwiazdą tamta miłość wciąż czeka *** Patrzę jak wtulacie się w sen ufni bo jestem czuję ciepło oddechu kiedy sprawdzacie zapach macierzyństwa jakie to szczęście Lučki, sierpień 2002 Za Ze szklanką gorącego mleka w dłoni zasiadłam przy zaspanym stole oczy obmyte w wodociągowym strumieniu drążą tajemnice świata za granicą szyby ruch ptaki testują prawa dynamiki korytem asfaltowej rzeki płyną samochody ludzie szukają sensu stary zegar miarowo odcina czas *** Idę od człowieka do człowieka uśmiechem rozczesuję splątane myśli częstuję gestem słowem oni czasem kamieniem wtedy potykam się o zaschnięty żal kruszę ścianę ignorancji idę *** Czekam na nieuchwytne spojrzenia niepojęte słowa świeży gest wypełniają mnie niespełnienia stary kornik drąży pamięć już nie wiem kto zatrzasnął drzwi Twarze Nosimy je dostojnie albo jak dopust boży ubierając codziennie w znoszone maski ukrywamy onieśmielenie pychę pozbawieni wyboru odkrywamy w lustrach oczu nowe szczegóły znaczone czasem uczą pokory Różowa wstążeczka Sześć milimetrów bezbolesna granica tolerancji wyłuskana palcami chirurga sześć milimetrów odległość niewielka nawet dla ślimaka wtłacza w nieskończoność białych korytarzy sześć milimetrów mniejsze od ziarenka grochu ukryte w epicentrum kobiecości twoja własna bomba Panie Kiedy zamkniesz czas ustanie bicie serca w kobiałkach przyniosę brudnopisy dni nierozwiązane zadania zdając rachunek przed Tobą poproszę o czas na czystopis *** Śniłam dotyk wypełniał mnie muzyką prowadził do światła pocałunek wilgotna skóra najzwyklejszy poranek *** Wystawiłam twarz do słońca poparzyło zaufałam człowiekowi upokorzył teraz zbieram kamienie dni układam drogę do siebie Iluzja Mozolnie ceruję podarty uśmiech nakładam go niczym balową sukienkę dziś znowu mi się udało powstrzymałam deszcz obłudnych spojrzeń trzepotem rzęs przegoniłam samotność ale uśmiech podarł się w nowym miejscu powróciły babskie rozterki w co ubiorę się jutro Szansa Nie goń za wierszem sam przyjdzie ułoży się miękko na kartce tylko daj mu szansę nie goń za miłością nadejdzie świat dla ciebie roztańczy nie uciekaj przed starością będzie piękna daj sobie szansę Cień Był przy tobie pierwszy zanim zachłysnąłeś się powietrzem biegł krok przed obok za przedrzeźniał ciuciubabką rósł w zachodzącym słońcu w pochmurne dni zasypiał pod stopami podeptany pozwolił ci iść samotnie *** Chcieli zobaczyć Boga dotknąć chmur naprędce związali belki sklecili krzyż zabrakło pergaminu Syna rozpięli uczepili się jego stóp ogonem marzeń myśleli wzlecą wyzwolą się z dłońmi we krwi pozostali poza tajemnicą Przewrotność Idź i czyń rzekł Pan i człowiek poszedł siał nadzieję zbierał dzieci i liście na sienniki żegnał żurawie podglądał zapobiegliwe wiewiórki niedźwiedzia przy barci rozpalił ogień i ukrył go pod dachem oswajał rzeki pory roku dojrzewał myślał – zwyciężyłem a Ziemia rzuciła go na kolana Mapa Bruzda wokół ust codziennie głębsza wyznacza granice uśmiechu oddala od młodości babie lato zmarszczek otula oczy jeszcze czasem płoną rumieńcem policzki jak bukowina jesienią zmęczonym wzrokiem szukasz drugiej strony lustra *** Pawłowi Jeszcze gra twoim śmiechem powietrze przedmioty czekają na dotyk listopad nasunął ci kaptur na osiemnastym szczeblu drabiny torowiska czarny anioł nie zauważyłeś to okrutne krzyczy osierocony cień *** Chcę uśmiech twój ożywić usiąść z tobą przy kuchennym stole troski w twe dłonie złożyć zapomnieć czy zdążę Następstwo czasów Mamie Był czas przede mną czas twojego uśmiechu czas tworzenia nastał czas przy tobie czas mojego uśmiechu czas rozmów do świtu bezpieczny za parkanem twoich dłoni twój czas zamknął się w czarno-białej fotografii przyjdzie czas bez nas Ojcowskie dylematy Nie sprostał nałożyłeś na niego karę odlot barwnego motyla skazał cię na cierpienie teraz jest malarzem Edenu czas na przebaczenie Tajemnica uśmiechu Osiadł na Twoich ustach onieśmielał i kusił chronił był w Tobie mimo wszystko utrwalony na fotografiach ożywia wspomnienia Wycieczka promienia Obudził go kuszący śmiech wyruszył oświetlił płaskowyż brzucha delikatnie przesunął się do niecki zatonął niebo osunęło się na kolana ptaki umilkły zapach życia rozkołysał łąkę *** Z nitek smutku księżyc tka babie lato paralotnie dla jesieni klucze dzikich gęsi zamykają lato słońce perli kolory w koronach drzew we mnie dojrzewa bursztyn |