W sierpniu gorącym
jedna ważka w trzcinie nad rzeką,
druga na trawie w ogrodzie.
Powiedz:
czy pierwsza wiedziała o ogrodzie,
a druga o rzece?
A jeśli wiedziały?
Czy tęskniły
za ogrodem, rzeką,
za sobą?
Tak bardzo
człowiek tęskni,
aż nieprzytomnie boli.
Powiedz, bardzo powiedz:
ale co gorsze, co lepsze?
Zobaczyć, pokochać
i co dzień
umierać z tęsknoty,
udając, że nic się nie dzieje?
Czy nigdy nie poznać
i przez całe życie
być tęsknoty pozbawionym?
Nie lubię
Nie lubię, gdy kończy się
Boże Narodzenie.
Gdy gasną światełka przed domem,
gdy pusty talerz wędruje do szafy,
a Święty Mikołaj przed marketem
to znowu kierownik od wózków
za dwa złote.
Nie lubię, gdy kończy się
Boże Narodzenie.
Gwiazda na dnie szafy,
nikomu już nic nie wskaże.
Łańch się splątał i zerwał.
Choinka na śmietniku.
Rozpłynęły się gwar, kolęda,
i zamilkł śmiech dzieci.
Skrzypi podłoga,
gdy znów oczekując miesiąc,
kuśtykam od okna do okna.
* * *
Słońca,
komety, planety
w uporządkowanym ruchu,
którym kieruje przypadek.
Tak naprawdę
wszystko dzieje się
w moim,
jak niektórzy mówią poetycko,
w zapomnianym
przez Boga
zakątku galaktyki.
Na uprzywilejowanej drodze
przejechał autobus,
w którym mignęła
piękna dziewczyna.
Może byliśmy sobie przeznaczeni,
nie wiem,
linie czasu i przestrzeni
są nielinearne,
i na nic sercu mc kwadrat,
wszystko jest w uporządkowanym ruchu,
którym przecież
kieruje przypadek.
Wiem tylko, że poczułem
coś na kształt żalu.
Bezszelestnie zamknęła się
kolejna z bram,
u których z modlitwą
o sens siebie stoję.
A może to zabolało,
że ta chwila nie ma żadnego znaczenia
wobec faktów,
że 110 pięter
w Nowym Yorku
spadło nam na głowy,
a Katherina zmiotła
Nowy Orlean.
Samochód
przetoczył się przez skrzyżowanie.
Jechałem drogą
trzeciej kategorii,
przez las
pod koniec jesieni,
przez biografię starego,
coraz starszego mężczyzny,
i z każdą chwilą byłem
coraz bardziej obojętny
na wszystko.
Może tak trzeba?