Sentymentalna wycieczka
Szczęśliwy ten, którego dom
starzeje się się wraz z nim.
Tam, gdzie stał mój dom,
dziś supermarket.
Co prawda mrówki na trawniku
nadal mają gniazdo,
ale nawet najstarsza nie pamięta,
że był wielki ogród.
Stalowy maszt telekomunikacyjny
oraz płot z betonu na wzgórzu,
na którym stałem z dziewczyną.
Jej włosy pachniały bzem i słońcem.
W dolinie pociąg się rozpędzał,
cichł stukot kół, dym się rozwiewal
i nagle czas się zatrzymał,
wypełniony gwarem ptaków.
Wkrótce wyjechaliśmy pociągiem,
każde w swoją stronę, na zawsze.
Nie było w tym nic ponadto,
po prostu ptaki wyfrunęły z gniazda.
Ale żal, że wszystko trwa tak krótko
jak maj między zimami.
Stal i beton przeminą,
ze wszystkich rzeczy
pamięć najtrwalsza.
Młody człowiek wierzy,
że świat jest dany raz na zawsze
i że aż tak nigdy się nie zmieni.
Jeszcze nie pojmuje,
że domy znikają,
a ludzie nieoczekiwanie
z dnia na dzień odchodzą.
Pierwsza refleksja pojawia się,
gdy dzieci idą na swoje -
najpierw tylko na drugi koniec miasta,
lecz później za las, góry, ocean,
bo człowiek coraz słabszy.
Stary co dzień przewija sobie
wspaniały film życia.
śmieje się i płacze,
zależnie od odcinka.
Zaczyna umierać w dniu,
w którym nagle uświadomi sobie,
że tak naprawdę,
nikogo to już nie obchodzi.
Tak trudno dojrzeć do prawdy,
że każda mrówka
samotnie toczy swój patyk.
I nie ma w tym nic dziwnego.
Przyjaciele
kiedyś zbudowali statek
i przepłynęli ocean
aż do szopy dziadka
ale potem
coś nie wyszło
Tadeusz zrobił doktorat
ze zbiórki złomu
Paweł spalił powieść
po Ryśku ślad zaginął
tylko maszt ich Santa Marii
zapuścił tu korzenie,
na środku sadzawki
Nie lubię
Nie lubię, gdy kończy się
Boże Narodzenie.
Gdy gasną światełka przed domem,
gdy pusty talerz wędruje do szafy,
a Święty Mikołaj przed marketem
to znowu kierownik od wózków
za dwa złote.
Nie lubię, gdy kończy się
Boże Narodzenie.
Gwiazda na dnie szafy,
nikomu już nic nie wskaże.
Łańch się splątał i zerwał.
Choinka na śmietniku.
Rozpłynęły się gwar, kolęda,
śmiech dzieci.
Znów zaczynam tęsknić.
Pejzaż
Było tu jezioro
i błotnista zatoka,
pełna hałaśliwych ptaków.
Przyszli ludzie,
zbudowali miasto,
kościół
i szeroką drogę.
Potem przyszli inni.
Zabili miasto.
Zasypali drogę.
Zostało jezioro, zatoka,
cmentarz pełen ptaków
i samotnych drzew.
Szkolna
wycieczka
Po jednej stronie wzgórza
zbiorowa mogiła,
bez nazwisk.
Po drugiej stronie wzgórza
zbiorowa mogiła,
deszcz zatarł litery.
Pośrodku pagórek,
o który walczyli,
trochę gliny i piasku,
gdzie nikt nie zamieszka
i nic nie urośnie.
Z dłoni do dłoni
przesypuję piasek,
serca poległych.
Z dłoni do dłoni
przesypuję popiół,
modlitwę mordowanych.
Rysunki
Elżbiety
Mała Elunia malowała las
w błękicie i zieleni.
Zając wygrzewał się w słońcu,
ptak latał wysoko.
Później Ela malowała las
w kolorach krwi i błota.
Zająca zabito,
ptaka już nie było.
Teraz Elżbieta
maluje las:
jedna czarna plama.
O zającu zapomniano,
nieba nie widać.