Kultura polska na Krajnie miała bogatą, niezaściankową tradycję. W XVI wieku Orle (ok. 20 km od Nakła) było własnością przybyłej z Pałuk szlacheckiej rodziny Orzelskich, herbu Dryja. Maciej, Jan i Świętosław Orzelscy, synowie Mikołaja, zasłynęli przede wszystkim na niwie polityki jako zwolennicy reformacji, ale byli również czynni literacko.[1]
Świętosław urodził się w 1549 r. Studiował w Krakowie i w Niemczech. Doszedł do godności pisarza i sędziego ziemi kaliskiej oraz starosty radziejowskiego. W 1582 r. marszałkował izbie poselskiej. Popierał Stefana Batorego, następnie Zygmunta III. W 1595 r. przewodził zjazdowi dysydenckiemu w Toruniu. Zmarł w 1598 r.
B. Rogalski opisuje działalność literacką Świętosława Orzelskiego następująco: „Niektóre jego publiczne wystąpienia można zaliczyć do renesansowej klasyki oratorskiej. [...] Jednakże głównym tytułem do sławy stało się dzieło historiograficzne, w pewnej mierze kwalifikujące się do miana kroniki pamiętnikarskiej z lat 1572-1576, napisanej po łacinie pt.: Bezkrólewia ksiąg ośmioro. [...] W licznych mowach sejmowych występuje przeciw anarchii w państwie, gwałtom i zabójstwom, które sprawcom uchodzą bezkarnie, przeciw prywacie i zobojętnieniu szlachty na sprawy publiczne. Zanika ofiarność i troska o dobro ogółu, państwa.” [2]
Pasją Macieja Orzelskiego, dysydenta, zwolennika Henryka Walezego i dworzanina kasztelana międzyrzeckiego Andrzeja Górki, były studia historyczne. Pozostawił po sobie pracę Godne dzieło zebrane i wybrane ze znakomitych pisarzy.
Trzeci z braci Orzelskich, Jan, w 1577 r. w szeregach wojsk Batorego ujarzmiał zbuntowany Gdańsk, następnie uczestniczył w wojnach moskiewskich. Za zasługi otrzymał starostwo kościańskie i kasztelaństwo rogozińskie. Napisał po łacinie Roczniki domu Orzelskich. Ukończywszy studia na Akademii Krakowskiej, wyjechał do Włoch. Po powrocie do kraju własnym sumptem wystawił oddział zaciężny, wcielony do przybocznego wojska królewskiego. Kariera Jana zapowiadała się doskonale. Jednak w czasie sejmu walnego popadł w konflikt z senatorem kasztelanem Slatkowskim. Senator znieważył Jana, za co ten pozbawił go życia. Zbrodnia zamknęła Janowi drogę do urzędów dworskich. Powrócił na Krajnę. Pozostawił po sobie unikalne dzieła architektury – pałac w stylu renesansowym i podobny kościół[3] w Runowie Krajeńskim.[4]
W pierwszych latach zaborów Pomorze zaczęło pogrążać się w apatii politycznej i kulturalnej. Na skutek działań zaborcy stopniowo przestały tu oddziaływać najważniejsze polskie bodźce kulturotwórcze: książka, prasa, słowo polskie w szkole i kościele.[5] U schyłku XVIII w. nastąpił kryzys kultury polskiej, dotknął wszystkie stany tak głęboko, że – jak podaje J. Konieczny – nawet „lud wiejski nie zniemczał wprawdzie, zapomniał swej odrębności narodowej, mówił po polsku, lecz przestawał się już nazywać Polakiem, a zwać się raczej lubił katolikiem, bo księża niemieccy po wielu parafiach starali się o wysunięcie wyznania ponad narodowość [...] Utracił nadto prawie we wszystkich okolicach strój swój ludowy i przyswajać sobie począł obyczaj niemiecki.”[6]. W rejencji kwidzyńskiej, w powiatach lubawskim, chojnickim i brodnickim przeważała ludność posługująca się językiem polskim. W powiatach chełmińskim i toruńskim proporcje pomiędzy Polakami a Niemcami były wyrównane, natomiast w pozostałych 8 powiatach dominowała ludność niemiecka. W liczącej 9 powiatów rejencji gdańskiej jedynie w powiatach kartuskim i kościerskim przeważała ludność polskojęzyczna. Polacy zamieszkiwali przede wszystkim tereny wiejskie. Miasta stały się ośrodkami kultury niemieckiej.[7]
Mimo to społeczność polska Pomorza zachowała swoją odrębność. Przedrukowany w „Kurierze Poznańskim” z 1830 r. (nr 288) artykuł francuskiego pisma „Revue Bleue” zamieszcza relację historyka sztabu pruskiego z przebiegu branki wojennej w 1813 r.: „Ludność Prus Zachodnich była bardzo słabo zgermanizowana. Była ona w swej większości polska [...]. Język polski dominował zwłaszcza w okręgach Tczewa, Starogardu, Chojnic i Kamienia. Oprócz języka, ta część ludności zachowała wszystkie cechy charakteru polskiego i pożądała przede wszystkim Polski wolnej i niepodległej.”[8] Józef Ignacy Kraszewski, powołując się na listy czytelników i informacje korespondenta prasowego, relacjonował, że ludność polska przejęła wiele z niemczyzny, lecz jedynie powierzchownie. Pisał: „Znamy mnóstwo ludzi [...] z Prus [...], źle mówiących po polsku, ale myślących wybornie”.[9] Jako przejawy „wybornego myślenia” wymieniał działalność na niwie narodowej: pracę oświatową, rozwój piśmiennictwa, aktywność naukową.[10]
Szczególnie ważny dla rozwoju polskiej kultury był rok 1848, w którym powstało Towarzystwo Pomocy Naukowej oraz powołano do życia wiele czytelni i bibliotek w ramach szeroko zakrojonej działalności Ligi Polskiej[11].
Dla Krajan patriotycznym przesłaniem stały się słowa biskupa chełmińskiego, ks. Franciszka Ksawerego Rydzyńskiego. Opuszczając rezydencję w Nieżychowie koło Wyrzyska, przemawiał do zebranych: „Nieście na łono Ojczyzny odradzającej się ofiarę serc Waszych, święty ten obowiązek niech nigdy nie niknie z oczu Waszych.”[12]
W podobnym duchu brzmiała wypowiedź redaktora „Dziennika Bydgoskiego”: „[...] Nie ziemia, nie stan posiadania stanowi o bycie i życiu narodu, lecz serce polskie. Dopóki 20 milionów serc czuć będzie po polsku, dopóty Polska istnieć nie przestanie”.[13]
W drugiej połowie XIX w. kultura polska – język, katolicyzm, pieśń, czasopismo i książka – była mocno wrośnięta w nadnotecki pejzaż. Nasilona germanizacja trafiła na zdecydowany opór środowiska polskiego: ziemiaństwa, duchowieństwa, inteligencji i ludu.
Jerzy Konieczny genezę przetrwania polskości na Krajnie wyjaśnił następująco:
„Po pierwsze: cały dorobek twórczy miejscowego środowiska kulturalnego przyczynił się do utrzymania w społeczeństwie pomorskim mowy ojczystej i do pogłębienia świadomości polskiej;
po drugie: wchłaniane w regionie piśmiennictwo ogólnonarodowe wzbogacało kulturę umysłową środowiska pomorskiego o wartości i nieodzowne składniki z wielowiekowej tradycji polskiej twórczości, a równocześnie podtrzymywało więź z aktualnym rozwojem twórczości literackiej w kraju;
po trzecie: silnie wyeksponowana została na Pomorzu funkcja literatury polskiej jako bodźca oporu kulturalnego przeciw niwelacyjnym dążeniom najeźdźcy;
po czwarte: cała prasa regionalna – mimo swej społeczno-politycznej roli – przyjęła dodatkowo funkcję informatora orientującego czytelnika w gąszczu spraw kulturalnych, tak bieżących jak i czasowo odległych;
po piąte: wszechstronna była działalność organizatorów oświaty ludowej nastawionej na podnoszenie kultury umysłowej poprzez ruch czytelniczy i teatralny;
i po szóste: rysem uderzającym w strukturze życia kulturalnego na Pomorzu było położenie nacisku na akcję propagandową, na wykorzystanie sieci stowarzyszeń i organizacji polskich dla przemycenia za ich pośrednictwem twórczości z dziedziny kultury.” [14]
Fundamentalne znaczenie miało trwanie polskich mieszkańców Krajny przy języku ojczystym. Wprowadzenie nauczania religii w przymusowym języku niemieckim spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem przeważającej części środowiska polskiego. 18 grudnia 1887 r. w Łobżenicy odbył się wiec protestacyjny w obronie języka polskiego. Głównym organizatorem był Marian Seyda. W styczniu 1888 roku do podobnych wystąpień doszło na terenie całej Krajny, w Wielkopolsce i na Pomorzu. 20 stycznia 1888 r. Koło Polskie w Berlinie wniosło interpelację poselską.[15] Jednak zasadnicze postulaty społeczności polskiej zostały zignorowane przez władze pruskie. Drobne ustępstwa władz oświatowych – wyrażona w 1891 r. zgoda na prywatne nauczanie języka polskiego i wprowadzenie w 1894 r. języka polskiego w wymiarze 2 godzin tygodniowo jako przedmiotu nadobowiązkowego[16] – nie spełniły oczekiwań Polaków.
20 maja 1901 r. w Wielkopolsce wybuchł strajk szkolny.[17] Na Pomorzu sporadyczne wystąpienia miały miejsce w 1905 r., początkowo w Starogardzie, we wsi Osieczyny w powiecie starogardzkim, w kaszubskich Rątach. We wrześniu i w następnych miesiącach odbyły się masowe wiece we wszystkich większych miejscowościach pomorskich, między innymi: w Pelplinie, Grudziądzu, Toruniu, Czersku, Starogardzie, Świeciu, Chełmnie, Tucholi, Lalkowach, Nieżywięciu, Lisewie, Golubiu. Na wiecu pelplińskim uchwalono wysłanie petycji w obronie języka polskiego do Episkopatu, do Rzymu i do władz regencji.[18] Na wiecu w Grudziądzu 10 października 1906 r. przyjęto rezolucję: „My [...], ojcowie rodzin katolicko-polskich, protestujemy przeciwko narzucaniu dzieciom naszym w nauce religii niezrozumiałego niemieckiego wykładu [...], upraszamy wysoką władzę duchowną, aby raczyła przeszkodzić nadużywaniu religii do germanizacji, a więc do celów politycznych.”[19]
Rozpoczęła się akcja wysyłania do władz próśb pisemnych o zachowanie języka polskiego. Do biskupa chełmińskiego napłynęły podpisane przez 26.710 osób petycje z 509 miejscowości.[20] Na przełomie grudnia 1906 r. i stycznia 1907 r. do władz państwowych i kościelnych wysłano petycje z 673 miejscowości. Podpisy złożyło 34.369 osób.[21]
W październiku 1906 r. wybuchł strajk szkolny. „Dzieci odmawiały wszelkich odpowiedzi, zwracały w szkole lub niszczyły niemieckie podręczniki. W połowie listopada na Pomorzu strajkowało 40 tysięcy dzieci.”[22] Do połowy grudnia 1906 r. do strajku przystąpiło blisko 300 szkół.[23]
Leon Mądrowski z Czarnkowa w kwietniu 1907 r. był jednym ze strajkujących. Po latach opowiadał o przebiegu protestu i próbach wywierania przez urzędników pruskich na strajkujących dzieciach przymusu fizycznego i presji psychicznej: „ Postanowiliśmy na drugi dzień, gdy nauczyciel wejdzie do klasy, powiedzieć pozdrowienie zamiast „gelobt sei Jezus Chrystus” – „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Tak też uczyniliśmy. Gdy nauczyciel to usłyszał, zdębiał. [...] W pierwszej chwili nie wiedział, co począć. Poleciał co tchu do sąsiedniej klasy, a tu, ku jego zdumieniu, ta sama historia, no i zresztą cała szkoła zastrajkowała, więc – konsternacja. Pytano nas, dlaczego to zrobiliśmy: „Chcemy się uczyć religii w języku polskim”. Zastrajkowało nas koło 120 dzieci, na ogólną liczbę koło 300 dzieci. Po kilku dniach liczba strajkujących zmalała do około 100, ponieważ władze szkolne zagroziły rodzicom, którzy byli w służbie państwowej lub publicznej, rzemieślnikom, którzy wykonują pracę dla instytucji państwowych bądź komunalnych, że nie otrzymają takich zamówień, o ile ich dzieci nadal będą strajkować. [...] By rodziców strajkujących dzieci jeszcze więcej postraszyć, żądano od nich oświadczeń na piśmie, że wyrażają zgodę na udział dzieci w strajku szkolnym. W celu odseparowania nas od dzieci niestrajkujących utworzona została specjalna klasa i przydzielono nam osobnego nauczyciela [...]. Dla nas strajkujących był specjalny plan godzin lekcyjnych. Zamiast normalnie w porze zimowej być w szkole o godzinie ósmej, my strajkujący musieliśmy przychodzić o siódmej trzydzieści i kończyć naukę o pół godziny później. Poza tym w środę i sobotę mieliśmy popołudniowe lekcje, mimo że w owych czasach w szkołach powszechnych w całej Rzeszy lekcji popołudniowych w środę i sobotę nie było. Zadawano nam specjalnie dużo do odpisania z czytanki i licznych wypracowań, by nas wymęczyć i zniechęcić do dalszego strajku [...]. Na przerwach, pomimo zimna i słoty nie wolno nam było przebywać w klasie, tylko na dziedzińcu szkolnym [...]. Krótko po strajku nastąpiło zakończenie roku szkolnego i ja powinienem być zwolniony po 8-letniej nauce. Nie zwolniono mnie jednak za karę.”[24]
Na Krajnie uczniowie strajkowali w latach 1906-1907. Protest został poprzedzony wysłaniem przez rodziców próśb do władz niemieckich o zachowanie nauczania religii po polsku. Akcję tę poparł Kościół, księża rozdawali formularze ze zredagowanym tekstem prośby.
Gdy działania rodziców nie dały żadnych rezultatów, dzieci polskie ze szkoły katolickiej w Wyrzysku podjęły strajk. R. Chwaliszewski pisze: „Wśród uczestników byli między innymi Józef Romiński i późniejsza jego żona – Franciszka Rewolińska, Rozalia Rola, Kazimierz Kamiński, Pelagia Donderska, Jadwiga Jachecka. [...] Dzieci wyrzyskie otrzymały karę 4 uderzeń trzciną po dłoni i dodatkowy areszt szkolny po południu przez pół roku. Rodzice dzieci, które najdłużej strajkowały, tj. Romińskich, Hordyków, Matuszewskich i Halickich, stanęli przed sądem w Pile, gdzie wymierzono im kary pieniężne. W Glesnie nauczyciel Jaśkowski zrezygnował z pracy, aby nie katować polskich dzieci. Strajkujące dzieci poparli członkowie wyrzyskiej „Straży”.
Murarz Franciszek Krawiecki z Wyrzyska został [...] 9 stycznia 1907 r. postawiony przed sądem w Pile za to, że obraził nauczyciela szkoły katolickiej w Gromadnie i usiłował wpłynąć na dzieci, aby odpowiadały tylko po polsku. Sąd wymierzył mu karę 8,5 miesiąca aresztu.”[25] Doktor Stańczyk za wystawianie pobitym dzieciom świadectw dokumentujących chłostę musiał zapłacić 200 marek grzywny.[26]
Do strajku przyłączyły się dzieci z obwodu mroteckiego. Pruska inspekcja szkolna karała administracyjnie rodziców, wobec dzieci stosowano chłostę. Wielu mieszkańców Mroczy represjonowano aresztem, grzywną lub zwolnieniem z pracy.[27] W pozostałych szkołach regionu strajk przybrał łagodniejszy przebieg – tak jak na przykład w Więcborku i Komierowie, gdzie opór ograniczał się do udzielania po polsku odpowiedzi na pytania nauczyciela religii.[28]
W sprawozdaniu z czerwca 1907 r. inspekcja szkolna nazwała strajk „epidemiczną chorobą, na którą zapadło około 3000 dzieci w 40 szkołach powszechnych”. Inspektor pisał o „religijnym fanatyzmie” mieszkańców Wyrzyska, Sadek, Mroczy, Górki, Kosztowa i Gromadna.”[29]
Chociaż pomorski strajk szkolny nie przyniósł oczekiwanych przez Polaków zmian prawnych, to jednak jego rola polityczna była ogromna. Wykazał rosnącą integrację środowiska polskiego. „Gazeta Grudziądzka” komentowała: „Odpowiedzią znękanego społeczeństwa polskiego był powszechny strajk dzieci polskich z r. 1906-1907. Strajk ten udowodnił po raz pierwszy rządowi niemieckiemu i zdziwionej Europie, iż całe społeczeństwo polskie w zaborze pruskim odczuwa wyrządzoną sobie krzywdę i że gotowe jest do poniesienia najcięższych ofiar w walce z tego rodzaju polityką”.[30]
W lokalnych środowiskach procesy oraz zesłania na karę więzienia osób popierających strajk traktowano jako pretekst do manifestacji patriotycznych. W zamieszczonym w „Dzienniku Bydgoskim” liście czytelnika czytamy: „Dziś o godzinie 6 wieczorem zaczął odsiadywać 4-tygodniową kaźń więzienną [...] wikariusz ks. Stanisław Posadzy za udział w strajku szkolnym. Do więzienia towarzyszył Mu w powozie nasz proboszcz ks. Sołtysiński, p. dr Holec, pan Formanowicz. Przed sądem, gdzie się powózka musiała zatrzymać, zebrał się [...] tłum naszego ukochanego polskiego ludu różnych stanów [...]”.[31]
Wracających z aresztu witano jako bohaterów narodowych: „Ostatni poniedziałek [13 lipca 1908 r.] był dla parafian gromadzkich [w dekanacie łobżenickim] dniem [...] radości. Wrócił bowiem z fortecy ich duszpasterz ks. proboszcz Byczyński, swego czasu w sprawie strajku szkolnego na dwa miesiące zasądzony. Wzruszająca była chwila przyjęcia, w oknach mieszkań iluminacja, droga wyściełana zielenią i kwiatami, przed kościołem gęsty orszak”.[32]
[3] Górski F., Runowo Krajeńskie rezydencją letnią Pana Prezydenta Rzplitej, [w:] „Głos Krajny”, nr 66, 15 sierpnia 1936 r.
[4] Krajaninem parającym się piórem był również żyjący w XVII w. ks. Bartłomiej N. Wąsowski. Pełnił rolę nauczyciela Mikołaja i Zygmunta Grudzińskich ze Złotowa podczas ich wędrówki po Europie Zachodniej. W dziele Europea Peregrinatio opisał swoje refleksje na temat sztuki europejskiej.
[5] Osmólska-Piskorska B., Nauka polska na Pomorzu gdańskim w XIX w., [w:] Pomorze na progu dziejów najnowszych, op. cit., s. 244.
[6] Konieczny J., Kultura polska wśród mieszkańców Sępólna i jego okolic w dobie zaboru, [w:] Dzieje Sępólna i okolic, op. cit., s. 106.
[7] Woźniczka-Paruzel B., Życie w świecie dwóch kultur. Rzecz o historycznych uwarunkowaniach aktywności kulturalnej mieszkańców Prus Zachodnich w okresie rozbiorów, [w:] Rozwój prowincji naszej. Życie społeczno-kulturalne ośrodków lokalnych w dobie popowstaniowej 1864-1914, pod red. P. Adamczyka i A. Notkowskiego, 1993.
[8] Konieczny J., Kultura polska wśród mieszkańców Sępólna i jego okolic w dobie zaboru, [w:] Dzieje Sępólna i okolic, op. cit., s. 107.
[10] Nie należy zapominać o czynie zbrojnym – patrz Załącznik 1: Uczestnicy powstania styczniowego z Krajny.
[11] Konieczny J., Mrozek Z., Obraz literatury polskiej na Kujawach i Pomorzu Gdańskim w dobie zaborów, Bydgoszcz, 1974, s. 161-162.
[14] Konieczny J., Kultura polska wśród mieszkańców Sępólna i jego okolic w dobie zaboru, [w:] Dzieje Sępólna i okolic, op. cit., s. 105-106.
[17] Strajk ten dziś jest ikoną walki z germanizacją, podobnie jak wóz Drzymały. Strajk pomorski raczej pozostaje w cieniu historii.
[18] Stański M., Początki politycznego ruchu chłopskiego na Pomorzu, [w:] Pomorze na progu dziejów najnowszych, op. cit., s. 317.
[20] Stański M, Początki politycznego ruchu chłopskiego na Pomorzu, [w:] Pomorze na progu dziejów najnowszych, op. cit., s. 318.
[21] Wajda K., Lata 1905–1907 na Pomorzu gdańskim, [w:]: Pomorze na progu dziejów najnowszych, op. cit., s. 399.
[22] Stański M., Początki politycznego ruchu chłopskiego na Pomorzu, [w:] Pomorze na progu dziejów najnowszych, op. cit., s. 318.
[23] Ibidem, s. 318.
[24] Mądrowski L., Walki w Czarnkowie, [w:] Wspomnienia powstańców wielkopolskich”, op. cit., s. 186.
[28] Konieczny J., Kultura polska wśród mieszkańców Sępólna i jego okolic w dobie zaboru, [w:] Dzieje Sępólna i okolic, op. cit., s. 110.
[32] „Dziennik Bydgoski”, nr 163, 19 lipca 1908 r. Jako jeden z organizatorów pierwszego strajku w Chełmnie i współautor petycji o przywrócenie języka polskiego zasłynął pochodzący z Pobiedzisk ks. Jan Bartoszkiewicz (ur.16.05.1813r.). Podczas studiów we Wrocławiu aktywnie działał w Towarzystwie Literacko-Słowiańskim. Po studiach pracował w Pelplinie, Gdańsku i od 1846 r. w Chełmnie, gdzie wspólnie z ks. A. Knastem redagował pismo „Szkółka Narodowa”: Podgóreczny J., Niepospolici ludzie Kujaw i Pomorza, Bydgoszcz 1967, s. 32.